czwartek, 23 maja 2013

1: Chcąc zacząć no­we życie, skręć kark, śliz­gając się na białej fladze rzu­conej przez włas­ne słabości.


- Catie? - zapytała rudowłosa dziewczyna, opierając się o framugę otwartych na oścież łazienkowych drzwi, splatając ręce na brzuchu.
- Hmm? - mruknęła obojętnie blondynka, otwierając szerzej oko i przykładając do rzęs zalotkę, nie odrywając wzroku od odbicia w lustrze.
     Było kilka minut przed dwudziestą. Słońce nadal wpadało przez odsłonięte okna, a na dworze wciąż było bardzo ciepło. To było typowe w Dallas, zwłaszcza na początku lipca. Średnia temperatura wynosiła trzydzieści stopni, a deszcz w najbliższym czasie miastu nie zagrażał.
     Zieleń kafelek była naprawdę przyjemna dla oka. Narożny prysznic, który niedawno zajął miejsce ogromnej, głębokiej wanny wolnostojącej robił spore wrażenie. Abbygail miała okazję skorzystać z niego tylko raz, zachwycając się zmianami strumienia wody i wbudowanym radiem. Nie spuszczała spojrzenia z przyjaciółki.
- Możesz mi coś wytłumaczyć? - zagadnęła z rozbawieniem.
- No co? - warknęła, nakładając ostatnią warstwę błyszczyku i w końcu odwracając twarz.
- Dlaczego wyciągasz mnie na imprezę kumpli twojego brata? – wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo.
     Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Domyślała się dlaczego blondynce tak bardzo zależało na dzisiejszym wyjściu, ale postanowiła zmusić ją do przyznania się. I choć była w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że nie zdoła jej do tego przekonać, próbowała nadal.
     Zmierzyła ją wzrokiem od kręconych, długich włosów i spiętej grzywki, przez nową, oliwkową sukienkę z dużym dekoltem aż po czarne, wysokie buty. Chwila, chwila... Czy nie powtarzała, że wczoraj miała je ostatni raz?
- Mówiłam Ci, Dennis mnie zaprosił. Miałam odmówić? - chwyciła prędko malutki, szklany flakonik końcówki perfum i psiknęła nim kilka razy w swoją stronę. - To niegrzeczne.
- Odmówić? Skąd. - teatralnie odchyliła w tył głowę – Ale nie odsłaniać cycków pierwszy raz w życiu i nie zakładać szpilek, po których nabawiłaś się odcisków i zadrapań.
- O co ci chodzi? - burknęła, podchodząc kilka kroków – Czemu się tak czepiasz?
- Bo mnie okłamujesz. - wyznała w końcu, stając na baczność i wpatrując się w zdziwione niebieskie oczy. - Kilka tygodni temu każda moja próba zaproszenia cię gdziekolwiek kończyła się dwuosobowym seansem filmowym w twoim salonie. Od kiedy zaczęłaś się tak socjalizować, co?
- Wychodzimy.




***




     Szatynka właśnie zamykała za sobą drzwi, umyślnie nimi trzaskając. Rozejrzała się po pustym, niebieskim salonie, omiatając spojrzeniem granatowe kanapy, płaski telewizor i porozrzucane w każdym możliwym miejscu męskie ubrania. Spodnie na fotelu, kilka koszulek na dywanie i brudne kubki po kawie na stoliku. Zmarszczyła brwi.
     Zrobiła kilka pewnych kroków, stukając złośliwie wysokimi butami i otworzyła duże, podwójne drzwi, oddzielające salon od sypialni. Właśnie takiego widoku się spodziewała...
Okno było zasłonięte tak, że nawet najmniejsze światło słoneczne nie miało prawa wedrzeć się do pomieszczenia. Przez szarość rolet pokój wydawał się być mniejszy i nienaturalnie zacieniony.
     Obraz na ścianie to pop-art kobiety z puszką pepsi i kotem na drugim planie. Wokół niego przymocowane do ściany były półki w kolorze mebli, które dźwigały całą tonę książek, zeszytów, segregatorów pełnych notatek i ramkę ze zdjęciem. Starym, zrobionym całe pięć lat temu.
     Zaśmiała się. Właśnie wtedy go poznała, wyglądał tak samo. Miał przydługie, dawno nieprzycinane brązowe włosy i złośliwy uśmiech, który pozostał mu do dzisiaj. Był sporo niższy niż teraz, sięgał zaledwie stu siedemdziesięciu czterech centymetrów, aż trudno było jej uwierzyć, że zdołał urosnąć jeszcze niemal dwadzieścia. Jej nie było na tym zdjęciu. Dziewczyna obok to mała dziewczynka, dziewięcioletnia, śmiejąca się szeroko do aparatu  tak, że widać było jej wszystkie nie do końca równe zęby, a wokół nosa porobiły się urocze zmarszczki.
     Odwróciła wzrok, a do jej oczu rzuciła się otwarta szafa z mnóstwem niepoukładanych ubrań wewnątrz.
Zrobiła jeszcze kilka kroków w stronę dużego, dwuosobowego łóżka i nachyliła się nad śpiącym spokojnie chłopakiem. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy mu nie odpuścić, pozostawiając w tym błogim śnie, ale w porę zganiła się za to, że prawie uległa temu, jak spokojnie i niewinnie teraz wyglądał.
- Wstawaj! - powiedziała głośno prosto do jego ucha, a on momentalnie zerwał głowę z miękkiej poduszki i odsunął się całym ciałem dobrych kilkadziesiąt centymetrów, lądując na skraju łóżka.
     Otworzył szerzej zdezorientowane, zaspane oczy i przeczesał dłonią włosy, kiedy zorientował się, że osoba, która tak się teraz z niego śmiała to nie kto inny jak Leah.
- Ocipiałaś?! - wyszeptał, zachrypniętym głosem - Jezu, Leah nie po to dałem ci te pieprzone klucze, żebyś mi robiła takie niespodzianki! - wygarnął jej, ponownie naciągając na siebie kołdrę i tuląc policzek do poduszki. - Jesteś nienormalna. - wymruczał.
- Ah, tak? - zapytała teatralnie - A ty nieodpowiedzialny. Ta chata wygląda jak chlew, ty śpisz do wieczora, masz pustą lodówkę, a w koszu są miliony puszek po piwsku!
- Spadaj.
     Ściągnęła brwi i robiąc groźną minę wyminęła materac, kilka sekund później znajdując się po drugiej stronie.  Złapała koniec kołdry i biorąc głębszy wdech z całej siły szarpnęła ją w swoją stronę, tak że cała wylądowała na podłodze.
- Kurwa mać, Leah, daj mi spokój! - zerwał się prędko, siadając na środku łózka i mierząc dziewczynę wściekłym spojrzeniem - Pracowałem do siódmej rano, jestem zmęczony, więc daj mi się wreszcie wyspać!
- W każdej chwili może tu wtargnąć kurator! - krzyknęła w końcu z nerwów - Sprawdzi to mieszkanie i stwierdzi, że nie nadaje się dla Debby i cała ta wojna pójdzie na marne! Więc wstawaj z tego cholernego łóżka, idź pod prysznic i ogarnij się w końcu! Masz dziewiętnaście lat, a zachowujesz się jakbyś dopiero skończył podstawówkę!
- Oho! Dobrze, że zawsze mogę liczyć na rady super-dorosłej Leah! - odkrzyknął, wstając w końcu z łóżka i kierując się do łazienki, zatrzasnął za sobą drzwi.
- A żebyś wiedział!
     Odetchnęła ciężko, kiedy już zniknął z jej pola widzenia i zdjęła z ramion szary sweter, odwieszając go w przedpokoju. Stanęła przed lustrem i chwytając w dłonie wszystkie włosy, spięła je w wysoki kucyk. O dziwo, wcale nie była zła, że musiała to robić, mimo że spędziła ponad godzinę z prostownicą przed wyjściem. Wzięła głębszy oddech i zabrała się za znoszenie naczyń do kuchni.
      Coś jej jednak w całej tej sytuacji przeszkadzało. Wyczuła, że z Nathanem jest coś nie tak i obiecała sobie, że jak tylko się pojawi dyskretnie rozpocznie temat.
      Wyciągnęła rękawice i zatykając korkiem ujście wody w zlewozmywaku, nacisnęła na butelkę z płynem do naczyń, tak że substancja pokryła prawie całą powierzchnię zielonej, twardej gąbki. Wzięła pierwszy z brzegu kubek i zaczęła szorować.
      Nigdy mu się to nie zdarzało, zawsze mieszkanie wyglądało nienagannie. I choć często panował lekki nieład na stoliku, czy akurat na kanapie leżały piloty i pad od xboxa nigdy nie doprowadził do takiego stanu. Prychała w myślach, że gdyby przyszła dzień później, zastałaby nowych, pełzających po dywanie lokatorów.
- Nikomu nie przeszkadza, że pracujesz po nocach? - zapytała zaciekawiona, wycierając ręce i opierając się tyłkiem o kuchenny blat.
     Chłopak podszedł do niej niespiesznie, wciąż z mokrymi, potarganymi włosami i nieobecnym spojrzeniem. Miał na sobie jedynie stare, rozciągnięte spodnie dresowe. Rozejrzał się po ogarniętym z grubsza mieszkaniu i ze zdziwieniem uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Usiadł na krześle.
- Poprosiłem o przeniesienie. - wzruszył ramionami. - Od przyszłego tygodnia czeka mnie zajebiście ciekawe obsługiwanie ekspresu do kawy.
- Wow, będziesz baristą! - zaśmiała się, chcąc rozluźnić trochę atmosferę - Będziesz robił te słodkie wzorki na piance? - postanowiła zmienić taktykę, kiedy lekceważąco przewrócił oczami. - Zawsze to spokojniejsza robota od stania za barem i obsługiwania schlanych typów.
- Błagam cię. Wyobrażasz mnie sobie codziennie w białej koszuli i firmowym fartuchu? Zresztą nie mam ochoty o tym gadać. Zmień temat.
      Podeszła kilka kroków i usiadła naprzeciw chłopaka, zakładając nogę na nogę i uważnie przyglądając mu się spod byka. Zmarszczył czoło z niezrozumieniem i czekał cierpliwie aż podejmie temat.
     Już nawet zapomniała o jego bliźnie. Ślad przecina łuk brwiowy, pozostawiając w tym miejscu bladą linię ciągnącą się mniej więcej do połowy odległości między brwiami, a górną powieką. Nie szpeciła go, może nawet wydawałby jej się jeszcze bardziej atrakcyjny, gdyby nie szkopuł, który dyskwalifikował go z pozycji kogoś więcej niż przyjaciela. Płeć.
Postanowiła spróbować jeszcze raz.
- Rozmawiałeś z Debby? - spytała ciszej, nawet spuszczając wzrok na ułamek sekundy, jakby była zawstydzona tym pytaniem.
- Nie. - bąknął wymijająco, ale nie dała się zwieść.
- Wie, co robisz? - kontynuowała uparcie.
- Wie.
- Skończysz z tymi jednosylabowymi odpowiedziami? - podburzyła się.
- No.
     Załamała ręce, spoglądając na ścianę i kręcąc z niedowierzaniem głową. Przyłożyła dłoń do czoła, a w odpowiedzi usłyszała tylko cichy śmiech, mówiący sam za siebie, że więcej nie uda się jej z niego wyciągnąć.
     Zawsze był taki. Mało mówił o sobie, swojej rodzinie, przyjaciołach...  Zawsze zastanawiała ją ta skrytość, którą w sobie miał, wydawało jej się to takie nienaturalne, jakby wymuszane albo bardzo dobrze wyuczone.
     Chociaż to też zależało od dnia. Kiedy dopadł go dobry humor wcale nie tak trudno było wyciągnąć z niego jakieś szczegółowe informacje. Nie zamierzała jednak dociskać go właśnie teraz, bo dobrze pamiętała z jakiego powodu się tutaj pojawiła. Dennis zadzwonił do niej i zaprosił na wieczór, a jej wcale nie trzeba było namawiać do uczczenia właśnie skończonej szkoły.
- Chodź. - nakazała, wstając gwałtownie z krzesła - Musimy wykorzystać ostatnie dni twojej wolności, tatuśku.




***




- Nazywasz się Deborah Brice? - kiwnęła ostrożnie głową.
     Znajdowała się tutaj już trzeci raz, za każdym z innych powodów. Rozejrzała się po znajomym wnętrzu pokoju przesłuchań w jednym z licznych komisariatów w Dallas i odetchnęła ciężko zrezygnowana. Wiedziała już, że tym razem sprawa odbije się porządnie na jej kartotece, zawalając przy tym kilka aspektów jakie mogłaby zrealizować w przyszłości. Szczerze? Nie za wiele ją to teraz obchodziło.
Policjant siedział przy tym samym stoliku i notował coś uważnie w małym kołonotatniku.
    Zmierzyła go uważnie wzrokiem i zaśmiała się cicho pod nosem, czego nie usłyszał. Powodem jej rozbawienia była jego łysiejąca głowa, ukazująca plamy skóry pośród potarganych, czarnych kręconych włosów. Był gruby, jego brzuch zasłaniał całą klamrę skórzanego paska, a on sam podejrzanie sapał i kaszlał, kiedy zabierano z parku jej znajomych, nawet mimo tego, że stawiał tylko szybkie kroki przez jakiś dwadzieścia metrów.
     Splotła dłonie na brzuchu i odetchnęła ciężko, dając mu tym do zrozumienia, że najzwyczajniej w świecie jest znudzona. Podniósł na nią zażenowane spojrzenie i kontynuował.
- Ile masz lat? - warknął, opierając się o oparcie niewygodnego krzesła i włączając dyktafon.
- Czter-na-ście. - przeciągnęła, wzrokiem uciekając na bok i teatralnie ziewając. - Musimy przez to przechodzić? Wszystko jest zapisane, o tam. - pokazała głową stos dokumentów.
- Widzę, że jesteś już w temacie. - prychnął z niedowierzaniem.
- Co w rodzinie to nie zginie. - wzruszyła ramionami.

5 komentarzy:

  1. Udało Ci się jeszcze raz mnie zaciekawić. Nie mam za bardzo pomysłu o czym może być to opowiadanie, ale domyślam się, że to będzie coś ciekawego. ^.- Szkoda jednak, że tak krótko. Zachowania bohaterów wydają mi się takie naturalne i normalnie. Nie ma tu nic takiego, co jest dziwne i nienormalne. Nie ma nic, czego człowiek by raczej nie powiedział. Czasami trafiam na opowiadania, które nie mają sensu, bo bohaterowie mówią rzeczy, których człowiek normalnie by nie powiedział. Chyba, że są to bohaterowie chorzy psychicznie, wtedy mogą. Jeszcze raz powiem, że masz lekki i przyjemny styl pisania. Naprawdę fajnie się czyta. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, ciekawe. Nie wiem co powiedzieć. Normalnie powiedziałabym to co Nakura :P
    Styl bardzo się różni od mojego ale jest strasznie fajny. Jakbym mogła to bym ci go ukradła. Bohaterowie są spoko i już ich polubiłam. Czekam na następną notke. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakby co, teraz możesz znaleźć mnie na innym blogu. Pozostawiam go w nicku. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Za bardzo nie mogę wypowiedzieć się na temat treści, ponieważ dopiero wprowadzasz czytelników w świat Twojego opowiadania. Początkowo trochę się gubię, jednak mam nadzieję, że wkrótce wszystko wyjaśnisz.
    Podoba mi się kreacja bohaterów. Są zwyczajni, nieidealni. Każdy z nich ma swoje wady i zalety.
    Przypuszczam, że Twoje opowiadanie będzie miało charakter obyczajowy, co mnie bardzo cieszy :)
    Będę tutaj wpadać. Poza tym, zapraszam do mnie na kolejny rozdział :)
    I jedna mała uwaga:
    " Co w rodzinie to nie zginie. - wzruszyła ramionami." - jeśli ten komentarz po myślniku nie dotyczy sposobu mówienia np. powiedział, mruknął itp. to piszemy go z dużej litery i z kropką. Jeśli jednak dotyczy, piszemy z małej i bez kropki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowy rozdział. Jednak.

    OdpowiedzUsuń