niedziela, 15 września 2013

10: Zapomnienie nie zawsze jest najlepszym wyjściem z wewnętrznej porażki. Część 2.


         Sygnał odebrania nowej wiadomości rozniósł się echem w jej torebce na co dziewczyna zmarszczyła ze zdziwienia brwi i zsunęła ją z ramienia na wysokość łokcia. Otwierając jedną ręką zamek błyskawiczny wyszukała w niej telefonu i z zainteresowaniem sprawdziła nadawcę smsa. Otworzyła szerzej oczy, kiedy zamiast tekstu na ekranie pojawił się pusty dymek w wątku rozmowy z Leah. Nie znały się za dobrze, spotkały się kilka razy i odrobinę zaledwie zbliżyły w weekend, dlatego Caitie nie mogła zrozumieć co szatynka chce jej tym przekazać. Wybrała numer.
- Gdzie jesteś? - usłyszała niemal od razu jak tylko rozmówczyni podniosła słuchawkę.
- Właśnie wyszłam. - wzruszyła ramionami, spokojnie odpowiadając. - Leah... Wszystko w porządku? Jesteś zdenerwowana?
- Nie spotykaj się z nim dzisiaj. - mruknęła tylko tajemniczo, na co blondynka zaśmiała się cicho do słuchawki.
- Słucham? - spytała z niedowierzaniem, czekając na jakiekolwiek argumenty dlaczego miałaby napisać Nathanowi pół godziny przed spotkaniem, że zmieniła zdanie. - O co ci chodzi?
- Po prostu go sobie odpuść, okej? - kontynuowała. - To nie jest najlepszy...
- Przestań. - przerwała jej stanowczo. - Nie wiem o co ci chodzi, dzisiaj rano jeszcze mówiłaś zupełnie coś innego. Nie zmienię zdania.
- Słuchaj mnie! - krzyknęła do słuchawki. - To nie jest dla ciebie nic dobrego. - wyjaśniała. - Lepiej będzie jak dasz sobie z nim spokój, uwierz mi.
- Pa, Leah. Pogadamy później.  - pożegnała się, kciukiem naciskając ekran dotykowy w miejscu, gdzie kończyło się połączenie. 
          Przez kilka chwil jeszcze tępo wpatrywała się w pustą wiadomość jaką wysłała jej dziewczyna, zastanawiając się co takiego mogło stać się w ciągu zaledwie kilku godzin od ich ostatniego spotkania. Będąc w kawiarni, w której pracował Brice próbowała za wszelką cenę dowiedzieć się co go trapiło, a co dziwniejsze, sama namawiała ją do spotkania z chłopakiem. Skąd ta nagła zmiana nastawienia?
          Nie dane jej jednak było dłużej nad tym rozmyślać, bo z pantałyku wybił ją delikatny, subtelny kobiecy głosik, który pojawił się nagle jakby znikąd. Johnson stanęła nagle w miejscu jak wryta w ziemię, kiedy zobaczyła kto przed nią stoi. Od razu poznała tę blondynkę, która właśnie cicho wypowiedziała jej imię, jakby upewniając się czy zaczepiła odpowiednią osobę. Niska, szczuplutka, z burzą jasnych, delikatnie zakręconych kosmyków, sięgających połowy pleców i grzywką spiętą. Jej twarzy nie zdobił niemal żaden makijaż, jedynie pomalowała rzęsy, które przybrały nienaturalny, czarny kolor. Brązowe oczy były jakby przytłoczone, wyglądała na zmęczoną i trochę smutną, jednak wysiliła się na uprzejmy uśmiech. Była blada, jedynie jej policzki delikatnie zaróżowione nadawały jej trochę koloru. Miała na sobie krótką, brązową sukienkę i biały sweterek, a do tego średniej wysokości buty na koturnie ze skórzanymi wstawkami. Była bardzo ładna, zadbana i robiła dobre wrażenie. Gdyby nie ta przepełniona smutkiem twarz...
- My się już spotkałyśmy, prawda? - spytała ostrożnie, ponownie uśmiechając się w stronę Caitlyn. - U Dennisa. - dodała. - Jestem Megan.
Wiedziała. Pamiętała jak podeszła do niej, kiedy stała w salonie z Nathanem i jak...
- Wcale się nie zdziwię, jeśli mi nie uwierzysz. - kontynuowała. - Albo każesz nie wtrącać się w nieswoje sprawy. I będziesz miała rację. - zapewniła, odgarniając kosmyk włosów za ucho, nie spuszczając spojrzenia z dziewczyny. - Domyślam się, że Nathan wcale nie palił się do wyjaśnienia ci mojej wizyty na tej imprezie, a widziałam, że byliście... - chrząknęła nieśmiało - Blisko. Kiedyś przechodziłam przez to samo. - uśmiechnęła się na samo wspomnienie, na co Caitie uniosła nieznacznie brwi. - Dokładnie pół roku temu. Poznaliśmy się w dyskotece, w której był barmanem. Spodobał mi się, więc właściwie cały wieczór przesiedziałam przy barze i zamawiałam kolejne drinki, za które później wcale nie musiałam płacić. Przynajmniej gotówką. - uściśliła. - Dużo rozmawialiśmy, później zaproponował, że mnie odwiezie jak tylko skończy zmianę. Zgodziłam się i jakąś godzinę później znaleźliśmy się u mnie. Chyba nie muszę ci opowiadać jak skończyła się ta noc. - zaśmiała się smutno, kładąc dłoń na brzuchu. - Później byliśmy w związku, o ile w ogóle można to tak nazwać. To była tak przelotna przygoda... - pokiwała głową z dezaprobatą. - Dwa miesiące temu postanowił mnie zostawić jak tylko dowiedział się, że... - zacisnęła wargi, wymownie spoglądając na swój brzuch. 
             Wzrok młodszej przebiegł po całym ciele towarzyszki, zatrzymując się na dłużej na maleńkiej wypukłości wciąż niemal płaskiego brzucha. Miała na sobie tak obcisłą sukienkę, jakby chciała wszystkim wkoło pokazać w jakim stanie aktualnie się znajdowała. Przez kręgosłup Caitlyn przebiegły dreszcze, a ona sama nie miała zielonego pojęcia co myśleć. Patrzyła przerażona na niższą od siebie, starszą kobietę i oddychała ciężko, starając się nie dać nic po sobie poznać.
- To trzeci miesiąc. - uniosła kąciki ust w najsmutniejszym uśmiechu na jaki było ją stać. - Próbowałam się z nim skontaktować jak tylko miałam pewność, że zostanę mamą. Dzwoniłam, odwiedziłam go w pracy, ale... - wzięła głębszy oddech. - Potraktował mnie jak śmiecia. Wyzwał od szmat i kazał wynosić się z jego życia. Wyparł się swojego dziecka. - zaakcentowała przedostatnie słowo, patrząc na twarz Johnson po której przechodziły tabuny najróżniejszych emocji. Od strachu, przez niedowierzanie i ból, aż do rozczarowania. - Nie wiem jak mogłam być tak zaślepiona... - żaliła się. - Dlatego chciałam cię ostrzec. Nikomu nie życzę tego, co muszę przechodzić, a raczej... Musimy. - znów spojrzała na swój brzuch, dłonią delikatnie go gładząc. - Mam nadzieję tylko, że nic nie odbije się na maluszku. Ono nie jest niczemu winne. 
- Dlaczego mi to mówisz? - spytała cichutko, kuląc ramiona.
- Ucz się na moich błędach, a oszczędzisz sobie masę niepotrzebnego bólu.





***





           Zaraz po tym, jak Caitlyn napisała, że bardzo przeprasza, ale nie może się spotkać, niemal od razu wybrał numer Dennisa zapraszając go do siebie na wieczorny mecz. Oboje kibicowali tej samej drużynie, a że dzisiaj miała grać jeden z najważniejszych w sezonie postanowił to wykorzystać i zgarnąć przyjaciela do swoich czterech ścian. Dokładnie przemyślał propozycję jaką mu po południu złożył i był w stanie zgodzić się na ten wyjazd, ale nie wiedział co na to Deborah i to miał zamiar pozostawić w rękach White'a. 
- Nie możesz umyć po sobie kubka?! - usłyszał zza ściany wściekły krzyk siostry. - Albo chociaż włożyć go do zmywarki?! To naprawdę nie jest żadna filozofia!
- Cicho tam. - odpowiedział, wpatrując się w reklamę nowego proszku do prania.
            Leżał na kanapie i od dwudziestu minut nie dawał znaków życia. Po prostu zalegał na miękkiej sofie i bezmyślnie przełączał kanały, czekając na otwarcie spotkania. Nudził się, a nic nie wskazywało, żeby miało zmienić się to w ciągu najbliższych dwudziestu minut. Wiedział już, którym autobusem dojedzie do niego Dennis, a do jego wysiadki na przystanku przed budynkiem pozostało jeszcze naprawdę sporo czasu. Skoro nie chciał dojechać samochodem, mógł już domyślić się, że ten wieczór nie skończy się na trzeźwo.
             Właśnie zaczynał nucić tę chwytliwą melodię reklamy promocji jednego z większych supermarketów, kiedy poczuł na policzku nieprzyjemnie szorstki materiał kuchennego ręcznika, sekundę później widząc nad sobą postać Debby, która ze ściągniętymi groźnie brwiami wpatrywała się w niego.
- Cicho?! Może ja też zacznę sprzątać tylko po sobie, co?! - warknęła. - Ja nie wiem jak ty dotąd żyłeś, skoro.... Nathan! - krzyknęła, kiedy poczuła jak jedna z jego długich nóg oplata jej kolana i spycha na siebie tak, że wylądowała na jego jednym udzie, a druga noga przyciskała ją, nie wypuszczając z tego niezbyt czułego uścisku. Uderzyła małą piąstką w jego łydkę, chcąc jakoś się uwolnić, ale to tylko rozbawiło jej brata, który poprawił się na swoim miejscu i za nic nie chciał odpuścić. 
- Zostaw mnie! - rzucała się tak, że teraz całkiem zsunęła się z niego i nadal ubezwłasnowolniona siedziała tyłkiem na miękkiej kanapie. - Ile ty masz lat?! - wrzasnęła w momencie, w którym chłopak starał się wepchnąć jej do nosa swoją stopę. - FUJ! Boże, jesteś obrzydliwy... - dodała jak tylko udało jej się odepchnąć go trochę od siebie. 
- Kiedy ta rozprawa? - spytał luźno, wciąż siłując się z siostrą.
- Dwudziestego. Ja pierdzielę, Nate! - wrzasnęła. - To wcale nie jest śmieszne, zabieraj się ze mnie, bo...
- Bo? - przerwał jej, bezczelnie się z niej wyśmiewając. - No słucham.
- Bo ci nie zrobię obiadu! - zagroziła nagle się uspakajając i uważnie wyczekując jego reakcji z małym uśmiechem na ustach. Uniosła nagle w górę obie ręce w geście zwycięstwa. - Nareszcie! Po czternastu latach znalazłam na ciebie haka! Mój świat nabrał sensu.
- Będziesz mi grozić brakiem obiadu? - uniósł jedną brew uważnie jej się przyglądając po czym wybuchnął sztucznym i przesadnym śmiechem. - Ty codziennie przy garach? Jestem w stanie postawić pięć dych, że nie wytrzymasz nawet przez dwa tygodnie.
- Poważnie? Zapłacisz mi za to, że wymyśliłeś mi zajęcie kiedy się nudzę? - podpuszczała, splatając ręce na brzuchu i z większym zainteresowaniem przyglądając się bratu. 
- I tak wygram. - wzruszył ramionami, zabierając w końcu nogi z jej drobnego ciała i siadając tuż obok.
              Wyciągnął dłoń w jej stronę, którą od razu uścisnęła z cwanym uśmiechem na ustach. Już miała się odezwać, żeby rzucić na odchodnym coś, co miało poprzeć jej stanowisko, ale przerwał im dzwonek do drzwi. Prędko zerwała się z miejsca znikając w kuchni. Nathan ruszył się niechętnie z wygodnej i miękkiej sofy i przeszedł tych kilka metrów, które dzieliło go od drzwi wejściowych. Otworzył drzwi, szarpiąc zdecydowanie za klamkę, ale zamiast spodziewanego widoku Dennisa jego wzrok napotkał... Jeszcze Rogera.
- Patrz kogo znalazłem po drodze. - zaśmiał się, unosząc w górę dwa czteropaki piwa i wchodząc bez większych powitań do środka. - Hej, Debby! - krzyknął w przestrzeń, nie będąc pewnym, gdzie nastolatka akurat przebywa.
Rozejrzał się, próbując ogarnąć czy dziewczyna jest w kuchni czy w sypialni Nathana po czym ruszył w jej stronę, znikając za ścianą oddzielającą salon od drugiego pomieszczenia.
                 Pozostała dwójka przywitała się z uśmiechem i zajęli miejsca w salonie, wygodnie się rozkładając i zabierając się za otwieranie pierwszej puszki piwa. Zamienili ze sobą kilka zdań zupełnie z niczym nie związanych, jakby rozmawiali o pogodzie, dopóki nie przerwał im rozradowany głos White'a i cichy śmiech Deborah.
- Ty, Brice, ostatni raz cokolwiek na siostrę zrzucasz. - wygarnął, obracając się przez ramię i wyciągając rękę w stronę nieco speszonej czternastolatki, przywołując ją do siebie i obejmując przyjacielsko. - Nie ma zupełnie nic przeciwko! Załatwiaj lepiej to zastępstwo.
                   Pięćdziesiąt trzy minuty i kilka piw później skończyła się pierwsza połowa, a towarzystwo było zajęte sobą na tyle, że mógł wymknąć się na chwilę do sypialni. Debby znalazła wspólny język z Dennisem, który nieustannie ją czymś rozśmieszał i opowiadał ciekawe anegdoty z życia jej brata, których ten w większości nie pamiętał, bo działy się w tych momentach imprezy, w której już nie kontroluje się samego siebie, a alkohol szalejący w żyłach załatwia to, żeby za kilka godzin o tym zapomnieć i wypierać się, kiedy ktoś o tym wspomni na forum publicznym. Roger natomiast tylko czasami wciskał swoje trzy grosze do rozmowy, większą część poświęcając swojemu telefonowi, do którego nieustannie się głupkowato uśmiechał. 
                   Nathan zamknął za sobą drzwi sypialni i wykręcił prędko numer. Zaśmiał się pod nosem na myśl o całej tej sytuacji i czekał aż w końcu głuchy dźwięk wybierania numeru przestanie drażnić jego uszy.
- Tak? - usłyszał cichy głos w słuchawce swojego telefonu i zmierzwił dłonią włosy.
- Nie uwierzysz kto właśnie siedzi w moim salonie. - uśmiechnął się i kontynuował. - Jeden Johnson mnie dzisiaj olał tylko po to, żebym mógł pić trzecie piwo z drugim. Ale mnie szczęście kopnęło...
- Co Roger u ciebie robi? - zdziwiła się Caitlyn po drugiej stronie słuchawki ani trochę się nie rozchmurzając.
- Ogląda mecz. Rozmawiałaś już z Dennisem? - spytał, upijając kolejny łyk końcówki napoju.
                  Skrzywił się, bo cała zawartość puszki zdążyła już pozbyć się gazu. Przełknął resztkę piwa, zgniatając puszkę w rękach i czekając na odpowiedź. 
- Tak... - mruknęła niepewnie. - Ale nie wiem czy jest to dobry pomysł... 
- Co? - zdziwił się, unosząc brwi w górę. - Pieprzyć Rogera. - zaśmiał się pod nosem.
- Nie o to chodzi. - powiedziała szybko, rozwiewając jego domysły.
- Więc?
- Po prostu nie uważam, żeby cokolwiek dobrego mogło z tego wyjść. Muszę kończyć, Nathan. Cześć. - pożegnała się i rozłączyła w tak błyskawicznym tempie, że nawet nie zdążył jej przerwać.





***





- Co to, kurwa, miało być?! - wrzasnęła Leah prosto w roześmianą twarz blondynki, która stała zaledwie pół kroku przed nią. - Po co do niej leciałaś?! Przecież ja to miałam załatwić! - wrzasnęła jej w twarz, oczekując chociaż odrobiny powagi z jej strony. Na marne jednak. Megan stała wciąż w tej samej pozycji, z rękami splecionymi na wysokości brzucha i szyderczym uśmiechem przyklejonym do bladej twarzy. 
            Stały w przedpokoju w domu blondynki i wskakiwały sobie do gardła. A raczej tylko Leah, bo jej rozmówczyni była nad wyraz spokojna i pewna siebie. Nie dawała się sprowokować. 
- To miałyśmy jakąś umowę? - udając zdziwienie postanowiła w końcu się odezwać. - Popatrz... A ja głupia myślałam, że to ja mam coś na ciebie i powinnaś skakać wokół mnie jak piesek.
- Czy ty nie widzisz tego, że teraz ja wyszłam na winną?! Że ja o wszystkim wiedziałam?!
- A nie wiedziałaś? - spytała ironicznie Meg, wybuchając cichym śmiechem. - Biedny Nathan... Chyba właśnie stracił przyjaciółkę. - uśmiechnęła się, klepiąc Leah po ramieniu. - Ale nie martw się, Caitie jest tak naiwna, że może jeszcze wszystko wróci do dawnego stanu rzeczy i zatrzymasz przy sobie mojego chłopaka. - wzruszyła ramionami.
- Co ty pieprzysz? - spytała szatynka z niedowierzaniem i z obrzydzeniem zmierzyła wzrokiem dziewczynę.
- Wygram. Zobaczysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz