sobota, 21 września 2013

11: Próba zmiany nic nie zmienia.

            Białe ściany pomieszczenia przypominały całej zgromadzonej tutaj trójce w jakim celu spotkali się właśnie w szpitalu. Odprężona, uśmiechnięta Megan ciągle posyłała spojrzenia zdenerwowanej nienaturalnie Leah i rzucając w jej stronę jednoznaczne komentarze na temat tego, dlaczego się tutaj znalazły. Lekarz sunął przyrządem do badań USG po jej nagim, lekko wypukłym brzuchu i cicho komentował, że z dzieckiem wszystko jest w porządku i że nie widzi oznak tego, że mogłaby się rozwinąć choroba zespołu Downa czy inne, niebezpieczne dla rozwoju malucha powikłania. Szatynka wykręcała w nerwach swoje palce i musiała zaciskać mocno usta, żeby przypadkiem z jej ust nie wydostała się salwa słów, których mogłaby pożałować.




***






- Tylko nie zdemoralizuj nowych koleżanek, jasne? - zagroził, kiedy srebrne audi zatrzymało się kilka metrów przed sporym, dwupiętrowym domkiem letniskowym państwa White.
        Dochodziła godzina dziewiętnasta, więc słońce oddawało miastu ostatki swojej mocy. Wciąż temperatura była wysoka, ale nie można było czuć na twarzy przyjemnego ciepła, kiedy to promienie uderzały w ludzkie twarze, powodując przy tym szeroki uśmiech. Pomruk silnika ucichł, kiedy tylko na horyzoncie pojawiła się znajoma rodzeństwu sylwetka. Chłopak uśmiechnął się i wolnym krokiem zaczął podchodzić w stronę swoich znajomych na co drobna szatynka na siedzeniu pasażera przegryzła dolną wargę.
- Nate? - zaczęła ostrożnie, kuląc się trochę na swoim miejscu i nie udolnie próbując to zamaskować. Brat spojrzał na nią z nikłym uśmiechem na opalonej twarzy i odpiął pas. - To chyba nie był dobry pomysł. - wymamrotała, spoglądając w przednią szybę.
         Tuż za kroczącym ku nim Rogerze mała, trzyosobowa grupka dziewczyn podążała w stronę mieszkania, owinięta jedynie w ręczniki kąpielowe i ze związanymi włosami. Ich chichot był słyszalny nawet we wnętrzu samochodu, którego dwa boczne okna nadal pozostawały otwarte. Jedna stanęła nagle w miejscu, zostając trochę w tyle i mało nie wywracając się na zimną ziemię z tego ataku niepohamowanego śmiechu. Nathan przyglądał jej się uważnie i powoli zaczął rozumieć o co chodzi jego młodszej siostrze.
         Ta dwuletnia rozłąka nie podziałała najlepiej na ich więź. I chociaż kiedy widywali się dwa czy trzy razy w miesiącu potrafili rozmawiać ze sobą normalnie, a przynajmniej tak im się wydawało. Dopiero teraz, od tych paru dni, podczas których Debby zajmowała jego kanapę, a jej ubrania zajmowały połowę jego szafy uczyli się od nowa jak znów poczuć się rodzeństwem. Dotarło do niego, że właściwie już nic o niej nie wie, nie ma pojęcia o jej sposobie myślenia, o stylu bycia czy nawet o tym, co ją uspokaja. We własnym wnętrzu, gdzieś na samym dnie podświadomości to go bolało i obwiniał się, że ich relacje wyglądają teraz tak, a nie inaczej. Nie znał jej znajomych, oprócz chłopaka, którego wygonił pierwszego dnia z mieszkania, kiedy przyłapał ich w sytuacji, w której żaden starszy brat nie chciałby widzieć swojej czternastoletniej siostry. Nie wiedział jak zachowuje się w grupie swoich rówieśników, nigdy nie widział jej zaśmiewającej się w głos z najlepszą przyjaciółką na dywanie w salonie rodziców czy płaczącej przy oglądaniu jakiegoś babskiego wyciskacza łez, który wywołuje spazmy rozpaczy u dojrzewających nastolatek, w których szaleje burza hormonów. Nie miał pojęcia jakie przedmioty w szkole ją interesowały, czego nie lubiła, jaki sport uprawiała najchętniej na zajęciach wychowania fizycznego i jak często zdarzały jej się oceny niedostateczne na niezapowiedzianych kartkówkach. Takie błahostki czynią rodzeństwo czymś więcej niż współlokatorami z przymusu, którzy dzielą ze sobą rodziców i psa. Czynią z nich przyjaciół bez względu na różnicę wieku jaka między nimi istniała i nie zważając na to, że tak bardzo się od siebie różnią. Zgodne rodzeństwo to największy skarb, jaki może być dany przez Boga.
          Żałował. Bardzo żałował, że ich losy potoczyły się właśnie w ten sposób. I chociaż nadal uważał, że odejście od rodziców w tak młodym wieku to najlepsze, co udało mu się zrobić w ciągu jego dziewiętnastoletniego życia to nie mógł sobie darować, że zapomniał o siostrze. Zostawił ją, choć ona nadal nie potrafiła sobie poradzić. Najpierw straciła bliźniaczkę, później brata, a na końcu nawet własnych rodziców, którzy tak bardzo zmienili się od wypadku małej Mandy. Dobrze wiedział, że jego interwencja przyszła zdecydowanie za późno.
- Wrócimy jeśli się z nimi nie dogadasz. - obiecał, pogłębiając trochę swój uśmiech. - Ale spróbuj, na złe ci to nie wyjdzie.
- Przyznaj, że Dennis zaprosił tu jakąś dziewczynę i dlatego tak mnie ciągniesz na to zadupie! - zaśmiała się cicho.
- Wysiadaj. - urwał, szturchając ją lekko w ramię i wysiadając z samochodu.
Od razu skierował się w stronę niedużego bagażnika i otwierając go, wyciągnął dwie małe torby podróżne. Jedną od razu przewiesił sobie przez ramię, a drugą trzymał w ręku, czekając aż Deborah dołączy do niego i zabierze swój bagaż.
- Czemu nigdy nie widziałem tego auta?! - nagle rozległ się głos zaskoczonego Rogera, który przyglądał się pojazdowi z największą uwagą tylko po to by za chwilę podnieść podejrzliwe spojrzenie na przyjaciela. - Brice? - zagadnął. - Ty naprawdę pracujesz w kawiarni?
- Sprzedaję kokainę i dziwki. - wzruszył ramionami, mówiąc to tak oczywistym tonem jakby właśnie wypowiadał się na temat pogody. - Debby, weź to. - podał siostrze torbę, zamykając zamki w swoim audi.
             Przeszli we trójkę, słuchając opowiadań Johnsona o tym, że trafili na miejsce już około jedenastej i przeleżeli cały dzień plackiem na plaży korzystając z pięknego początku wakacji. Wspominał też, że wybierają się z Cher na trochę gdzieś w okolice San Francisco. Byli razem już jakiś rok i z tego, co Nathan się orientował całkiem dobrze im się układało. Dziewczyna była od niego starsza, niecałe półtora roku, ale jakoś żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Niedawno skończyła dwadzieścia lat, a jej partner dopiero będzie obchodził swoją dziewiętnastkę. Wszyscy uważali, że jest w porządku, nie wywyższała się nigdy, a często swoim zachowaniem pokazywała, jakby niedawno dostała się do liceum. Była zabawna, potrafiła się bawić i nigdy nie zrzędziła, jak to miały w zwyczaju jego byłe. Ona była pierwszą, którą bezkonkurencyjnie polubili i która naprawdę im się podobała, bo przyjaciel miał zupełnie inny gust... Miała długie, czarne włosy, które trochę się kręciły, duże, niebieskie oczy i była chyba najszczuplejszą laską, z którą mieli do czynienia. Była tak chudziutka, że z początku bali się nawet podać jej rękę, obawiając się, że połamią jej te anorektyczne kosteczki, ale ona szybko wyjaśniła, że to u niej rodzinne i że wpierdziela na potęgę, co nie raz udowodniła.
            Chwilę później do ich uszu dobiegł głośny śmiech, który rozpoznał dopiero po kilku sekundach. Eveline spotkał dwa razy, w tym tylko raz zamieniał kilka słów. Swoją drogą śmieszyło go to, że podobała się zarówno Dennisowi jak i Leah, i w duchu robił zakłady, którą opcję rudowłosa wybierze. Wcale go to nie dziwiło, ta dwójka miała naprawdę podobne kryteria jeśli chodzi o dziewczyny, przede wszystkim musiała być wysoka, pewna siebie i musiała łatwo odnajdywać się w nowym towarzystwie. Sądząc po tym, że Eve już się zaaklimatyzowała stwierdził, że jest strzałem w dziesiątkę.
             White walczył z rozpalaniem ogniska, co niezwykle rozbawiało dwie dziewczyny, które cisnęły się na jednoosobowym leżaku. Trzecia nachylała się razem z nim nad ledwo dymiącym się stosikiem drewna i krzyczała na niego w śmiechu, że nie potrafi nic zrobić. Jednak kiedy tylko zobaczyła nowych gości od razu wstała z miejsca, żeby się przywitać.
             Przedstawiła się Debby i podeszła do Nathana, składając na jego policzku przelotny, przyjacielski pocałunek, tylko po to, żeby moment później przykleić się do boku swojego chłopaka i pytając go o coś cichutko.
- To jest Eveline i Caitlyn. - odezwała się ponownie Cher, nie odsuwając się od ramienia Rogera, ale wychylając się w taki sposób, żeby najmłodsza mogła dokładnie ją widzieć.
Na dźwięk swoich imion obie podniosły się do siadu i posłały przyjacielskie uśmiechy w stronę speszonej Deborah. Ta uniosła bez słowa dłoń do góry, w geście powitania i spuściła zawstydzone spojrzenie, co tak bardzo do niej nie pasowało...
- Ronnie! - krzyknął nagle Dennis, nie odrywając się od pracy. - Chodź tu! A już byłem w stanie postawić pięć dych na to, że nas olejesz. - burknął w końcu dając sobie spokój z rozniecaniem ognia i zmierzył szatyna wzrokiem.
- Co? - spytała niska brunetka, pojawiając się nagle tuż przy boku swojego kuzyna, a wzrok Nathana niemal od razu odnalazł zagubione spojrzenie siostry.












- Stara sprawa. - wzruszył ramionami, ciągnąc kolejny łyk piwa z do połowy wypełnionej puszki. - To mój prezent, ale nigdy go nie użyłem. To była pierwsza przejażdżka.
- Dostałeś w prezencie... audi? - zdziwiła się Eveline, podchwytując temat.

- Moi starzy nie cierpią na brak hajsu. - wyjaśnił krótko. - Lubią sobie coś udowadniać, mnie to nie rusza. Sprzedam go.
           Od dwóch godzin całemu towarzystwu zebrało się na wieczór szczerości i wypytywali się nawzajem o najbardziej intrygujące rzeczy. Dennis zdradził swój powód rozstania z Angie, które tak naprawdę wcale nie było rozstaniem, a jedynie oficjalną wersją, której wszyscy trzymali się przed Eve, Cher wymamrotała pod nosem coś na temat kłótni swojego byłego chłopaka z tym obecnym, a Nathan zdjął całą aurę tajemnicy jaka przykrywała jego nowy samochód. Dobrze się tak czuł, kiedy nie musiał się niczym krępować przed przyjaciółmi, kiedy mógł tak po prostu usiąść z nimi przy ognisku, napić się piwa i spędzić czas nawet na takich głupotach jak bezsensowne rozmowy, które były owocem nudy jaka ich dopadła. W miasteczku zamknęli jedyną dyskotekę, jaka tu istniała, a że każdy kto miał prawo jazdy był już także po kilku głębszych nie było mowy o przejażdżce do jakiegoś większego miasta w celu szukania miejsca, gdzie mogliby dużo ciekawiej spędzić ten czas. Poza tym nie każdy miał na to ochotę.


            Nie spodziewał się, że znajdzie tutaj Caitlyn. Po pierwsze z racji tego, że pojawił się także jej starszy brat, a po drugie, że dwa dni temu na linii Johnson junior - Brice coś zaczęło zgrzytać. O ile w ogóle można było rozpatrywać to w takiej kategorii, gdyż poza kilkoma rozmowami nie łączyło ich właściwie nic więcej. Trochę dziwił się sam sobie, że coś go do niej ciągnie, skoro ich relacje pozostawały czysto koleżeńskie, a jej ostatni telefon tylko go w tym przekonaniu utwierdzał. Właściwie jedynym, co wykraczało poza granice przyjaźni był fakt, że cholernie mu się podobała i tak bardzo przypominała byłą dziewczynę, która teraz robi wszystko, żeby tylko wcisnąć mu swojego niedoszłego nadal bękarta.
              Jeżeli miałby wymieniać zalety i wady słonecznego Texasu na pierwszym miejscu postawiłby wysoką temperaturę, której tak bardzo brakowało mu w deszczowym Waszyngtonie, a na ostatnim fakt, że potrafiła tak nisko spaść w nocy. Pod tym względem Dallas tak bardzo go irytowało...
               Rozejrzał się wkoło. Dennis, Eveline i Caitlyn siedzieli na przeciw jego, Cher i Rogera. Jakieś dziesięć metrów dalej cztery nastolatki siedziały na werandzie przy nikłym świetle starej lampy i zażyle o czymś dyskutowały. Zauważył też, że Debby całkiem nieźle odnajduje się w towarzystwie pozostałych piętnastolatek i uśmiechnął się do siebie w myślach, że może to pozwoli jej jakoś oderwać się od starych znajomych. Ich relacje nie były zdrowe, jeśli jedyną ich rozrywką było plucie sobie do zupy, kiedy po raz kolejny radiowóz ściągnął ich w nocy z jakiś dziwnych, podejrzanych miejsc, często w stanie upojenia alkoholowego czy jakiegokolwiek innego. Deborah jeszcze wielu rzeczy nie rozumiała, była dzieckiem, więc właściwie nie można było oczekiwać od niej mądrości doświadczonego człowieka. To było wręcz nierealne.
                 Chwilę później Cher oznajmiła, że jest potwornie zmęczona i chciałaby się położyć. Roger jako przykładny chłopak, w którego się powoli zmieniał powlókł się za nią nie do końca zadowolony z tej opcji, ale milczał i grzecznie ruszył za nią. Już wcześniej było po niej widać, że nie czuła się najlepiej i w ogóle była trochę przybita, ale póki posyłała swojemu chłopakowi uspokajające i pełne zrozumienia spojrzenia nie było się o co martwić. Chyba.
              Kiedy postanowił zabrać się stąd i także pójść do siebie, zauważył jak ze swojego miejsca wstała Caitie i niepewnie ruszyła w jego stronę. Trudno było mu się dziwić, bo Dennis chyba zaczął powoli osiągać swój cel przyjazdu tutaj, bo roześmiana Eveline nie zwracała uwagi na nikogo innego poza nim. Spojrzał na swoją puszkę, której nie mógł opróżnić i stracił ochotę na tych kilka łyków napoju, które pozostały, a później obarczył spojrzeniem blondynkę, która zajęła miejsce tuż obok niego. Odkąd tylko tu przyjechał unikała jego wzroku, nie zamieniła z nim ani jednego słowa, a na dodatek starała się robić wszystko, żeby zapomnieć o jego obecności, co, nie ukrywał, trochę go śmieszyło. Bez słowa przysunęła się trochę bliżej i oparła głowę o męskie ramię. Odruchowo położył dłoń na jej kolanie od wewnętrznej strony i trzymał ją tam dopóki nie zgniótł w rękach pustej puszki i nie wstał ze swojego miejsca, również w milczeniu kierując się w stronę domu.








***





            Stała dobrych kilka minut pod drzwiami i zastanawiała się czy robi dobrze i czy w ogóle ma prawo do czegoś takiego. Przegryzła dolną wargę jeszcze raz analizując w głowie argumenty, jakie sobie poukładała w głowie. Eve i Dennis trafili do jej sypialni, którą miała dzielić z przyjaciółką i rzecz jasna mogłaby spokojnie tam zostać, bo po prostu leżeli obok siebie, jedynie się przytulając, ale czuła się trochę niezręcznie. Wcześniej zauważyła także, że jego siostra razem z Veronicą i dwiema pozostałymi dziewczynami zasnęły w salonie, wysypując przy tym całą miskę popcornu. Wyglądało to dosyć komicznie, bo cisnęły się w czwórkę na jednej kanapie, ale nie chcąc ich budzić po prostu wyłączyła ciągle grający telewizor i małą lampkę na komodzie. Wzięła głębszy oddech i otworzyła cicho drzwi, zaglądając niepewnie do środka.
            Pokój był malutki. Mieściło się tam tylko jedno łóżko przeznaczone albo dla dwóch szczupłych osób albo dla jednej bardzo potężnej, komoda i jeden fotel. Przez nieduże okno wpadało światło księżyca, który dzisiejszej nocy był akurat w fazie prawie pełni i oświetlał całe wnętrze. Z opóźnieniem dotarł do niej równy, głęboki oddech, dobiegający gdzieś spod pościeli i od razu zawędrowała tam wzrokiem. 
- Nathan? - szepnęła, podchodząc kilka kroków bliżej, ale kiedy to nic nie dało, nachyliła się trochę nad nim jeszcze dwa razy powtarzając jego imię.
W końcu uchylił powieki i patrząc na nią zaspanym, nieobecnym spojrzeniem, zmarszczył lekko brwi. Dokładnie zlustrowała wzrokiem całą jego twarz, począwszy od rozmierzwionych, potarganych brązowych włosów, przez grymas niezrozumienia aż po odkryte, nagie ramiona, które wystawały spod cienkiej kołdry. Przetarł dłonią czoło.
- Przepraszam, że cię budzę, ale nie mam gdzie spać. - wyszeptała, nie spuszczając z niego spojrzenia. - Eve i Dennis są...
- Chodź. - przerwał, robiąc jej trochę miejsca po swojej prawej stronie i odchylając kołdrę w geście zaproszenia.
              Ściągnęła brwi, trochę się dziwiąc, że wcale nie musiała się tłumaczyć dlaczego to akurat jego pokój sobie wybrała zamiast grzecznie zapukać do swojego brata i wyjaśnić mu całą sytuację. Przełknęła szybko ślinę i wsunęła się pod kołdrę, starając się go przy tym nie dotknąć. Nawet nie zdążyła się wygodnie ułożyć, kiedy rzucił okrycie w jej stronę, a sam nadal leżąc na brzuchu odwrócił twarz w stronę ściany. Jeśli miała być szczera to nie takiej reakcji oczekiwała i trochę się zawiodła, ale nie mogła się dziwić skoro zachowywała się w ciągu ostatnich dni w taki dziwny sposób. Nie wyjaśniła mu dlaczego odwołała ich wspólne wyjście, bo w głowie wciąż przelatywał jej obraz tej dziewczyny... Megan i faktu, że zaszła w ciążę prawdopodobnie z nim. Nie rozumiała siebie dlaczego tak bardzo zależy jej na jego uwadze i dlaczego najpierw zachowuje się jakby chciała zakończyć znajomość tylko po to, żeby kilkadziesiąt godzin później wskakiwać do jego łóżka z jakąś marną wymówką. Dźwignęła się na łokciach i przysuwając twarz w jego stronę złożyła na jego szyi delikatny, krótki pocałunek, odsuwając się zaledwie parę centymetrów. W tamtej chwili nie myślała ani o ostrzeżeniu Leah, która z niewiadomych przyczyn tak nagle zaczęła interesować się jej życiem, mimo że spotkały się kilka razy zazwyczaj zupełnie przypadkowo. Nie zaprzątała sobie głowy tym, że kilka pokoi dalej śpi jej starszy brat oraz z całych sił odpychała od siebie przygaszony wzrok ciężarnej Meg, która z takim żalem w głosie wypowiadała się na temat swojego stanu. Po prostu tego potrzebowała. Jakby szukała potwierdzenia, że to wszystko to jedno, wielkie kłamstwo.
             Zareagował niemal natychmiast, przewracając się na bok twarzą w jej stronę. Uśmiechnęła się delikatnie, będąc pewną, że to zauważy przy tak intensywnym świetle księżyca. Dotknęła niepewnie jego skroni, na której wciąż widać było ślady siniaka, z którym musiała walczyć kilka dni temu i który przypomniał jej o tym, że wciąż coś przed wszystkimi ukrywał. Nie spuszczał z niej wzroku, a ona wodziła spojrzeniem za swoimi palcami, które teraz badały linię jego szczęki. Nachyliła się tylko odrobinę w jego stronę, pozostawiając między nimi jeszcze całkiem sporo wolnej przestrzeni, a sekundę później, zupełnie niespodziewanie poczuła obce, pełne usta zgniatające delikatnie jej wargi. Dopiero w tamtej chwili zdała sobie sprawę, że mimo faktu, że taka sytuacja wyklarowała się między nimi trzeci raz to to był pierwszy, w którym to nie ona do tego doprowadziła. Do tej pory podczas pocałunku chłopak zachowywał się całkowicie biernie, stał lub siedział zupełnie bezczynnie, a teraz czuła jak w końcu zaczął się w to angażować. Położył ciepłą dłoń w zagłębieniu jej smukłej talii i wbijając opuszki palców w skórę, szarpnął ją w swoją stronę, siłą przyciągając do siebie jej ciało. Pogłębił pocałunek, przejeżdżając językiem po jej dolnej wardze, którą natychmiast uchyliła. Położyła jedną z dłoni na jego karku, drugą nieśmiało dotykając męskiego ramienia. Mimowolnie zarzuciła nogę na jego i jeszcze bardziej zmniejszyła odległość jaka ich dzieliła. Chłopak wsunął dłoń pod jej obcisłą bluzkę, sunąc dłonią po całej długości jej nagich pleców.

3 komentarze:

  1. Na początku powiem, że piszesz okropnie chaotycznie. Czasami traci się po prostu wątek. To jest nie dobre, bo przez to, że co chwilę zaczynasz pisać o czymś innym nie zaczynając nawet od nowego akapitu, czytelnik nie wie o co chodzi. Twoje zdania są za długie i tracą sens, a mimo wszystko ciągniesz je w nieskończoność.
    Dużo błędów ortograficznych i stylistycznych i ogromna ilość błędów interpunkcyjnych daje mi do zrozumienia, że rozdziały piszesz na szybkiego i bez sprawdzenia dodajesz je na bloga. Troche szkoda, bo gdybyś popracowała nad całością i mniej chaotycznie opisywała wszystkie poszczególne sceny, twoje opowiadanie mogłoby zyskać miano jednego z najlepszych.
    Niestety mam wrażenie, że kolejne rozdziały, które wstawiasz, stają się coraz gorsze. Przykro mi to mówić, bo podoba mi się pomysł na opowiadanie, ale trudno jest czytać, kiedy nie ma zdania, gdzie nie krył by się jakiś okropny błąd.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Gdzie nie mam akapitów? :)
      2. Co do przydługich zdań to chylę głowę, bo owszem mam z tym problem, bo zazwyczaj nie wiem gdzie postawić kropkę, żeby zdanie miało dla mnie sens. Tutaj przyznaję rację, niestety.
      3. Przepraszam bardzo... błędy ortograficzne? Poważnie? Ciekawa jestem gdzie, bo nie mam z nimi problemu od 4 klasy podstawówki. Co do interpunkcji - faktycznie, nie jest moją mocną stroną.
      4. I ostatnie co możesz mi zarzucić to nie sprawdzanie rozdziałów. Robię to, bo nie chcę serwować czytelnikom szajsu, bo uważam takie coś za brak szacunku do nich :). Każdy rozdział czytam 2 razy przed publikacją i jestem tylko człowiekiem, nie wyłapię wszystkiego.


      Dziękuję za krytykę, ale wzięłabym ją sobie dużo bardziej do serca, gdyby była poparta fragmentami, w których owe błędy popełniałam.
      I poważnie? Każde zdanie zawiera okropny błąd? Udowodnisz? :)
      Miłego wieczoru.

      Usuń
  2. W końcu dodałaś rozdział!
    Przyznam się, że jestem bardzo zadowolona z obrotu sprawy między Nathanem i Caitlyn. :D
    Jestem też bardzo ciekawa co się stanie z Leah i czyje to będzie dziecko.
    DUŻo WENy :D

    OdpowiedzUsuń