czwartek, 5 grudnia 2013

12: Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.


         - F. Nitzsche.


             Noc często oznaczała szczerość. Noc często wiązała się z odwagą i nastrajała tajemnicą. Noc przykrywała wszystko, co nie powinno wydarzyć się w dzień. Noc pozwalała zrywać się myślom ze smyczy i balansować gdzieś na granicy zdrowego rozsądku i całkowitej, schizofrenicznej wręcz wolności. Tak Caitlyn wyjaśniała swoje zachowanie i tak Nathan chciał to widzieć. Noc oznaczała własne, niekoniecznie racjonalne bycie sobą, które popychało w przód lub zrzucało z klifu. Dlaczego ciemność tak dobrze wpływała na ludzi? Dlaczego dopiero po zmierzchu zrzucano maskę i dlaczego tylko wtedy stać nas na całkowitą nagość osobowości i sposobu myślenia. Dlaczego tylko nocą to nas nie krępuje? Dlaczego to właśnie wtedy człowiek zdaje sobie sprawę, że jest tylko człowiekiem. Często pęka, płacze, wytyka własne błędy. Nocą wszystko uderza w niego z potężniejszą siłą niż przy promieniach słońca, które przyjemnie ogrzewa jego twarz. Nie ogranicza się, wie, że nikt go nie widzi, wie że zawsze może się ukryć. Wie, że taka jest rola drapieżników, które korzystają z tej osłony, kiedy atakują ofiarę. Człowiek nie jest drapieżnikiem w biologicznym znaczeniu tego słowa, ale w tym psychologicznym już tak. Walczy, atakuje, grozi, chowa się, ucieka. Człowiek to forma wyższa ponad wszystkimi wyższymi, jego fizyczna słabość wynagradzana jest wolną wolą i umiejętnością myślenia w każdej sytuacji. Człowiek jest zwierzęciem najczęściej pod osłoną nocy.
            Nierówne, urywane oddechy roztaczały się po niewielkim, mrocznym pomieszczeniu. Caitlyn przeczesała dłonią wilgotne kosmyki włosów, które jeszcze nie zdążyły wyschnąć po prysznicu i położyła się na plecach, wydychając głośno powietrze z ust. Nie mogła w to uwierzyć, nie chciała. Nie mogła przyjąć do wiadomości, że ją odrzucił, że odepchnął ją, kiedy ona...
    - Caitie? - usłyszała mruknięcie z prawej strony.
Zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, przymykając powieki. Wstydziła się. Speszyła się tak, jak chyba jeszcze nigdy, czując na całym ciele jak oblewa ją pot i zażenowanie. Znowu to zrobiła. Znowu się narzuciła, nie odczytując prawidłowo intencji chłopaka.
  - Wiesz, że to nie jest teraz najlepsze wyjście, prawda? - tłumaczył, dźwigając się na łokciach i przyglądając dziewczynie, która jedyne o czym w tamtej chwili myślała to ucieczka. - Mam teraz...
   - Spotkałam ją. - przerwała w pół słowa, w sekundę zbierając w sobie całą odwagę, która jeszcze jej pozostała. Zdawała sobie sprawę, że już była na przegranej pozycji i postanowiła wykorzystać swoją determinację już do końca. Musiałą to wyjaśnić. - Rozmawiałam z nią. - obróciła powoli twarz, w końcu obarczając spojrzeniem szatyna. - Z Megan. - wyjaśniła, widząc zmarszczone w niezrozumieniu męskie czoło.
              Widziała jak ze zdezorientowania jego twarz zmienia się pod wpływem tabunu emocji, jakich mu dostarczyła. Niedowierzanie, zdziwienie, aż w końcu zrezygnowanie i ciężki oddech, który poczuła nawet na swojej szyi, choć dzieliła ich całkiem spora odległość. Nathan zwilżył językiem usta i na chwilę odbiegł wzrokiem w bok, zastanawiając się co najodpowiedniejszego mógłby teraz z siebie wydusić.
   - I nadal miałaś ochotę spać ze mną w jednym łóżku? - spytał, a jego ton głosu z cichego zmienił się na niemal warknięcie. Był zły, że po raz kolejny poruszała ten temat, ale ona po prostu inaczej nie potrafiła. Nie potrafiła zostawić tego samopas, kiedy była w to, jakby nie patrzeć, odrobinę zamieszana.
  - Spotkałam ją w parku. Poznała mnie. - postanowiła opowiadać dalej i nie spuszczała wzroku z niebieskich tęczówek, które świdrowały ją wzrokiem. - Podeszła, przedstawiła się i zaczęła mówić. O sobie, o tobie, o was i o waszym... - zawahała się, co Nathan od razu podchwycił, odsuwając się od niej jeszcze o kilka centymetrów.
    - Mówiła, że jest moje? - spytał retorycznie, prychając przy tym cicho.
Caitlyn potwierdziła delikatnym ruchem głowy.
    - Była pewna.
   - Megan się mści, okej? - wyjaśniał, zirytowany zaistniałą sytuacją. - Nie mam pojęcia co siedzi w jej głowie, ani dlaczego to właśnie mnie wymyśliła sobie na tatusia. Oczywiście, że mogę być nim ja, zupełnie tak samo jak połowa tego pieprzonego miasta. 
     - Za co się mści? - spytała, czując jak podniecenie na samą myśl o tym, że mogłaby w końcu rozwikłać tę zagadkę ogarnęło jej ciało. Starała się zbytnio nie okazywać swojego entuzjazmu na to, że Nathan w końcu się otworzył, a ona zamierzała to wykorzystać. 
     - Caitlyn... - odetchnął chłopak, odchylając na chwilę głowę w tył, myśląc co odpowiedzieć. - Naprawdę nie uważam, że musisz to wiedzieć. - tłumaczył, przyglądając się zawiedzeniu, które dostrzegł w jej przymkniętych ze zmęczenia oczach. - Cholera, rozumiem, że temat Megan może cię... nurtować. Ale to moja sprawa i to ja muszę coś z tym zrobić. Twoja wiedza o tym mi nie pomoże, a całkiem możliwe, że pogorszy cały ten syf, więc proszę cię, przestań mnie naciskać. Mam dość wymijania tych odpowiedzi, kiedy zadajesz mi niewygodne pytania, to miesza mi w głowie. Tobie pewnie też, dlatego odpuść, dobra? Nie właź w to.
   - Jak chcesz. - odpowiedziała stanowczo, zdenerwowana z faktu, że właśnie przed chwilą kazał jej pilnować swojego nosa.
        Już miała obracać się do niego plecami, kiedy poczuła silny uścisk z lewej strony talii i zanim zorientowała się, że jej brzuch uciska jego ramię, zdążyła jedynie wypuścić z ust powietrze. Chwilę później czuła na nich twarde wargi, które delikatnie zgniatały jej własne w krótkim, nastrojowym pocałunku.
     - Dobranoc.





~*~




          Deborah nigdy nie była typem śpiocha. Potrafiła spać maksymalnie do ósmej trzydzieści rano, bo po prostu nie odczuwała potrzeby wylegiwania się w łóżku, zwłaszcza, kiedy na zewnątrz panowała tak przyjemna atmosfera lata. Zupełnie przeciwnie do brata, który potrafił nie otwierać oczu do południa. Jeszcze kiedy razem mieszkali, często kłócili się o to, bo kiedy kilkuletnia wówczas dziewczynka próbowała nakłonić nastoletniego brata do zabawy efekt był raczej mizerny i często kończyło się płaczem z powodu niezbyt grzecznego wyproszenia z pokoju. Tak więc wstała jako pierwsza z mieszkańców, godzinę później niby przypadkiem budząc Ronnie, która z wyrzutami rozbudziła całą resztę.
           Chwilę przed jedenastą prawie całe towarzystwo zebrało się w kuchni. Brakowało jedynie Rogera i Cher, którzy postanowili zaraz po śniadaniu zniknąć na plaży. Debby siedziała z trójką swoich nowych koleżanek przy wyspie kuchennej przed laptopem i pokazywała coś reszcie, która ze skupieniem próbowała ogarnąć migające przed nimi obrazy. Dennis rozmawiał z kimś przez telefon, a Caitlyn i Eveline piły kawę, opierając się o kuchenne blaty. Nathan stał trochę z boku, przysysając się do butelki wody i uważnie słuchał co dziewczyny miały do powiedzenia.
          Kiedy cichy śmiech wypełnił pomieszczenie, a Debby szeptała coś do ucha Ronnie, Nathan zmarszczył brwi i z niezrozumieniem przejrzał się po twarzach wszystkich. Caitlyn nadal wpatrywała się w swój kubek i nawet nie podnosiła wzroku, wciąż zawstydzona sytuacją, jaka wyklarowała się między nimi w nocy, a Eveline uśmiechała się do rozmawiającego przez telefon Dennisa. Odłożył butelkę wody na blat i obszedł stół dookoła zatrzymując się tuż za plecami siostry. Pochylił się trochę w stronę ekranu laptopa, zupełnie łamiąc każdy aspekt prywatności czternastolatki zaglądnął, co tak bardzo śmieszyło dziewczyny w tym pudle. Debby szybko zamknęła komputer.
     - Spadaj. - warknęła, kładąc otwartą dłoń na klapce. - Odrobinę prywatności, dobra? Ja nie grzebie w twoim komputerze.
      - Spróbowałabyś. - prychnął, siłą zrzucając jej rękę i otwierając laptopa, ogarnął spojrzeniem stronę, którą wcześniej wyświetlały. Facebook pokazywał profil niejakiego...
      - Nate! To...
      - Aaron Laster? - spytał z przesadnym przejęciem i dotknął palcami brody. - Aaron Laster... Poczekaj, Debb, czy to nie jest przypadkiem... - ironizował.
      - Skończ, dobra?! - podniosła głos, zupełnie zapominając, że nie są w kuchni sami. Ściągnęła groźnie brwi, przysłaniając powieki o naturalnym kolorze, ozdobione jedynie wymalowanymi rzęsami. Trzymała się zasad, które sama sobie wymyśliła. Wydawała się być milsza, nie ubierała się ani nie zachowywała wyzywająco i jakby naprawdę chciała wszystko naprawić. Jakby.
        - Widzę, że się nie zrozumieliśmy, Siostrzyczko. - warknął, pochylając się w stronę jej ucha i siląc się, żeby nie podnieść na nią głosu. Nastolatka wzdrygnęła się na dźwięk gardłowego głosu, które rozlał się po jej uchu. - Miałaś całkowicie się odciąć, tak?! Więc tyczy się to wszystkiego, a nie tylko rodziców i reszty, która ci się podoba, jasne? Więc albo zakończysz tę śmieszną znajomość albo robię to, co ci obiecywałem jeszcze dwa dni temu. - wygarnął. - To, że zaczniesz stwarzać pozory normalnego dziecka, nie znaczy...
    - Dziecka?! - odpyskowała, na co chłopak zacisnął z nerwów usta w cienką linię. - Dziecka?! - powtórzyła, wstając prędko ze swojego krzesła i stając twarzą w twarz z bratem.
Nathan zaśmiał się sztucznie, wkładając w to tyle goryczy, ile tylko zdołał.
        - A nie? - uniósł brew, mierząc siostrę wzrokiem. - Masz czternaście lat, dziewczyno, w dodatku jesteś tak nieodpowiedzialna, naiwna i głupia, że nie masz co liczyć na to, żebym traktował cię jak równą sobie. - wyjaśnił, a twarz Deborah poczerwieniała.
       - Równą sobie?! - warknęła. - Co ty pieprzysz, Nate?! Zaczynasz gadać jak ojciec! Gdybym chciała słuchać jego wyrzutów to zostałabym w domu!
        - Może powinnaś!
        - Może powinnam! - przytaknęła, czując jak wściekłość ogarnia całe jej ciało.
 Oboje zapomnieli o obecności znajomych. Po prostu kłócili się jakby byli tu sami i jakby nikt inny nie miał prawa słyszeć ich wymiany zdań.
         - Tylko nie wiem po co robiłeś całe to przedstawienie z tym swoim "nie pozwolę jej skończyć na dnie" albo "jestem jedynym, który może jej pomóc". Pierdolenie! - krzyknęła. - Wytrzymałeś kilka dni i już zamierzasz odesłać mnie do domu tylko dlatego, że twoje tymczasowe macierzyństwo cię przerasta!
        - Próbowałem ci pomóc, a ty za każdym razem...
        - Nie, Nate! - przerwała, robiąc pół kroku w jego stronę i czuła jak łzy zbierają jej się pod powiekami. Użyła całej siły swojej woli, żeby się teraz przed nim nie rozpłakać i nie dać mu tej satysfakcji... - Nie próbowałeś mi pomóc! Ty po prostu zmieniłeś mój adres! W moim życiu inne jest tylko to, że mieszkam w centrum, a nie na obrzeżach, poza tym jestem dalej w tym samym gównie, tyle że kontrolujesz mnie na każdym kroku i wymądrzasz się, wymyślając jakieś idiotyczne zasady, których muszę się trzymać. Zakończ tę znajomość, nie rozmawiaj z tymi ludźmi, nie chodź tam i nie rób tego. - wyolbrzymiła, żywo gestykulując rękami. - To jest dokładnie to samo, co miałam w domu, tylko pod jakąś cholerną presją! Więc nie mów mi, że próbujesz mi pomóc, bo jak na razie ustawiasz moje życie pod twoje własne i swoje niepowodzenie zwalasz na mój beznadziejny charakter!
       - Koniec! - rozbrzmiał stanowczy, niski głos, a rodzeństwo nie spuszczało z siebie wzroku jeszcze przez kilka sekund, zanim obarczyli nim zirytowanego Dennisa. - Wystarczy już, w porządku?! - warknął, głównie w stronę przyjaciela, ale Debby też nie szczędził wymownych spojrzeń. - Chcecie się zabić to nie do jasnej cholery przy mnie! Ty - wskazał palcem na Nathana. - Idź się wykrzyczeć do lasu, pokop w drzewo, czy cokolwiek zwykle robisz, żeby się opanować, a ty - utkwił wzrok w czternastolatkę. - razem z Ronnie i dziewczynami macie posprzątać ten syf, który zostawiłyście w garażu. Nie mam pojęcia coście tam robiły, ale jak Mark to zobaczy to wszyscy jesteśmy skończeni, więc ruszcie dupy i zacznijcie załatwiać swoje sprawy między sobą! - wybuchnął, gniewnie na wszystkich patrząc, aż w końcu odłożył z impetem komórkę, którą trzymał cały czas w dłoni i ponaglił wzrokiem najmłodsze. Wszystkie trzy popatrzyły na siebie z niezrozumieniem, a dwie z nich nawet zmarszczyły brwi. Dennis zauważył, że coś jest nie tak. Zrobił krok w ich stronę. - Jakieś obiekcje? - spytał ironicznie, na każdej po kolei zatrzymując swoje tęczówki.
       - Dennis, kiedy my naprawdę nie byłyśmy w tym garażu... - zaczęła niepewnie Ronnie, wychodząc mu na przeciw. Splotła palce ze sobą i opuściła trochę głowę. - Nie wiem o czym mówisz, naprawdę my...
        - Nie rób ze mnie głupka, mała, słyszałem jak nad ranem tłukłyście się w drzwiach i...
       - Co?! - podchwyciła. - My przecież... - zastanowiła się, ale szybko kontynuowała. - Zasnęłyśmy przy telewizorze trochę po północy i nie wstawałyśmy,naprawdę!
       - Zgasiłam im światło. - wzruszyła ramionami Caitie, a oczy wszystkich nagle zwróciły się w jej stronę. - Około wpół do drugiej.
            Nikt nie rozumiał, o czym właśnie rozmawiano. Wszyscy patrzyli po sobie jak na całkiem obcych ludzi i jakby podejrzewali każdego z osobna. Sprawa naprawdę wydała się dziwna, skoro Dennis żył w nieświadomości, że jego kuzynka najzwyczajniej upiła się z przyjaciółkami jak to w zwyczajach mają dzisiejsze piętnastolatki na wakacjach. Był przekonany, że słyszał dziewczęcy głos, przebijający się głośnym, beztroskim śmiechem.
              Cała ósemka podskoczyła w miejscu, w którym dźwięk telefonu rozbrzmiał w całej kuchni. Nathan szybkim, zdecydowanym ruchem wygrzebał komórkę z kieszeni i nawet nie sprawdzając dzwoniącego, odebrał z głośnym warknięciem.
      - Zacharry Davids, podkomisarz policji głównej Dallas w stanie Teksas, czy rozmawiam z Nathanielem Brice? - wygłosiła chrypka w telefonie, a oczy Nate'a powiększyły się dwukrotnie przy tym, jak potwierdzał swoje nazwisko. - Właśnie dzwonię z pańskiego mieszkania, do którego włamano się około piątej trzydzieści rano. Czy jest pan w stanie przyjechać na miejsce?

_________________
Dzień dobry, powróciłam. Jestem zadowolona z tego rozdziału, uważam, że mi wyszedł. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałyście, prawda? :(
Nie mam pojęcia, kiedy nowy, ale na pewno coś pojawi się przed świętami, bo mam pomysł na trzynastkę.
Kocham i cudownego weekendu! :*

8 komentarzy:

  1. Rozdział faktycznie bardzo fajny. Mi jak zwykle wydaje się on troszkę chaotyczny, ale nie jest źle.
    Fabuła też bardzi fajnie się rozkręca, więc mam nadzieję, że tym razem nie znikniesz na tak długi okresczasu :) (wiadomo, że nie czyta się fajnie opowiadania, którego poprzedniego rozdziału nie pamiętasz).
    Nadal nie rozumiem zawiłej relacji Caitie i Nathana. Cóż, niby coś do siebie czują i ciągnie ich do siebie, ale w ostatniej chwili sie ogarniają i cała fajna atmosfera się psuje. Kurcze,kobieto, doprowadź w końcu do czegoś między nimi, błagam :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na snow-stephens.blogdpot.com.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo mi się podoba. Czekam i czekam na nowy rozdział a tu nic ;c
    Dodaj jak najszybciej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, z tej strony Lena z Ostrza Krytyki.

    z przykrością powiadamiam, iż wystawiłam odmowę Twojego bloga z powodu jego przeterminowania. Robię to bez wcześniejszej informacji, gdyż blog znajdował się w wolnej kolejce, a tam, jak widać, bardzo wolno cokolwiek się posuwa. Radzę już po napisaniu kolejnego rozdziału zgłosić się jeszcze raz, wybierając oceniającą. Wtedy na pewno powinien być oceniony :).

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział!? Czekam.. czekam i nic ;C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! A propos to wczoraj zaczęłam go pisać:)
      I mam już jakieś 2/3 jak nie troszkę więcej, ale nie chcę rzucać terminami. Niedługo? Tak... Chyba tak

      I, O BOŻE KTOŚ WCIĄŻ TUTAJ JEST!
      I choćby dla ciebie jednej mogę skończyć tę historię! Cieszę się, że napisałaś pomimo tego, że ostatni rozdział był jakies 4 miesiące temu.
      Bardzo dziękuję :)!!!

      Usuń
  5. Hej, na Opieprzu właśnie opublikowana została ocena Twojego opowiadania. Zapraszam. Z.

    OdpowiedzUsuń
  6. Puk, puk jest tam kto? Będziesz jeszcze pisać?

    OdpowiedzUsuń
  7. została mi jedna scena :)
    i naprawdę dziękuję, że wciąż tutaj jesteś... :)

    OdpowiedzUsuń