czwartek, 12 września 2013

10: Zapomnienie nie zawsze jest najlepszym wyjściem z wewnętrznej porażki. Część 1

- Angie... - zaczął z wyrzutem brunet, wyjmując upartą dłoń dziewczyny spod swojej koszulki i kładąc ją na jej własnych kolanach.
      Humor nie dopisywał mu od samego rana. Nawet się z tym nie krył, odważnie pokazując to przed dziewczyną. Miewał dość tej jej namolności, kiedy nawet przez chwilę nie mogli posiedzieć obok siebie tak po prostu, bez żadnej przesadnej bliskości. Brunetka za każdym razem wtulała się w niego, kładła albo dotykała każdej części jego ciała w zasięgu swojej ręki. Zaczynało go to naprawdę męczyć i nie czuł się w tej sytuacji jakoś szczególnie komfortowo, kiedy go tak ograniczała. Starał się skupić całą uwagę na filmie, który mieli oglądać, żeby nie skomentować tego bardziej bezpośrednio, ale nie zdążyła minąć nawet jedna scena, kiedy poczuł na szyi ciepły oddech swojej dziewczyny.
- Nudzę się. - marudziła, niby przypadkiem dotykając ustami jego szyi.
       Nie podziałało. Dennis nawet nie oderwał wzroku od ekranu, udając zainteresowanie przewidywalną i oklepaną fabułą. Kobieta, która zabiła swojego męża za wszelką cenę starała się oczyścić z zarzutów, ale sprzedało ją jej własne pięcioletnie dziecko, zdradzając szczegóły tego chorego małżeństwa. Okazało się, że facet miał romans z dwiema kobietami, a na dodatek jedna z nich była kuzynką zabójczyni, więc ta w amoku i z żądzą zemsty poderżnęła gardło partnerowi. Idealnie.
- Znajdź sobie jakieś kreatywne zajęcie i przestań, do cholery, na mnie włazić! - wybuchnął w końcu, kiedy dziewczyna przełożyła nogę przez jego kolano, przylegając przy tym do jego boku. - Nie mam na to ochoty. - wyjaśnił krótko.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? - podniosła głos, mierząc go uważnie wzrokiem. - Unikasz mnie. Myślisz, że tego nie zauważyłam?! Masz kogoś, prawda? - spytała, wpatrując się w jego zaskoczony wyraz twarzy.
      Chłopak chwilę zastanawiał się, czy dziewczyna mówi poważnie, a kiedy zorientował się, że tak po prostu roześmiał się, nie dowierzając w to, co podejrzewała. To, że ostatnio trochę więcej się kłócili, a dziewczyna zaczęła go najzwyczajniej irytować, zmuszając do codziennych spotkań i spędzania razem każdej wolnej chwili nie oznaczało, że była głównym źródłem jego gniewu, który podminowało jeszcze kilka innych spraw, z którymi się borykał. Ona jednak nie potrafiła tego zrozumieć, wymyślając przeróżne teorie, którymi co jakiś czas go zasypywała, ale teraz przegięła. Naprawdę nie wiedział jak inaczej mógłby zareagować na jej słowa oprócz szczerego śmiechu, jakim ją obdarował.
- Żartujesz, nie? - uniósł brew, uważnie przyglądając się jej rozgniewanej postaci.
- A wyglądam na zadowoloną?! - ostentacyjnie uniosła dłoń w górę, wskazując na swoją minę. - Oddalasz się ode mnie! Znikasz wieczorami, nie odbierasz moich telefonów, odpychasz mnie... - wyliczała, a on roześmiał się jeszcze bardziej.
- To, że nie mam ochoty na twoją rękę w moich majtkach to znaczy, że na pewno cię zdradzam? Angie, rozbrajasz mnie. - przyłożył dłoń do czoła, pocierając je palcami, co jeszcze bardziej ją wzburzyło.
       Ignorancja, jaką teraz jej okazywał działała na nią jak płachta na byka. Zawsze traktował ją niepoważnie, ale teraz uważała to za bezczelność. Jakim prawem obracał to wszystko w żart?! Kiedy ona wyraźnie miała z tym kłopot on uciekał od jego rozwikłania. Zdecydowanie jej się to nie spodobało i nie omieszkała tego pominąć w swoich wyrzutach.
- Bawi cię to? - warknęła.
- Ty mnie bawisz. - odpowiedział w końcu, podejmując temat. - Mam dość tego, że wyszukujesz na siłę jakiś niestworzonych problemów. Kiedy coś pójdzie nie po twojej myśli ty zaraz doszukujesz się drugiego dna. To nie jest normalne. - mówił spokojnie, nie chcąc jeszcze bardziej jej rozjuszyć, bo już widział rumieńce złości na jej opalonych policzkach.
- Niczego się nie doszukuję! Próbuję zrozumieć dlaczego tak się zachowujesz!
- Angie, lepiej skończmy ten temat.
- Bo?! - prawie krzyknęła, a chłopak już nie potrafił dłużej mówić spokojnie.
- Bo mnie wkurwisz! Ile można wysłuchiwać tego samego?! - wyłączył telewizor, całą swoją uwagę skupiając teraz na niej.
- Gdyby dotarło od razu to nie musiałabym się tak powtarzać!
- Ale, kurwa, co?! Co ma do mnie dotrzeć?! - krzyknął w tym samym czasie, w którym oboje wstali z miejsca.
        Patrzył jak dziewczyna coraz bardziej się denerwowała. Zaciskała małe dłonie w pięści i oddychała głęboko, starając się uspokoić. On sam z grymasem złości na twarzy przypatrywał się jej reakcji. Nieczęsto widywał ją w takim stanie, zazwyczaj ucinał rozmowę w pół zdania, a ona rozumiała, że nie powinna jej kontynuować. Dopiero teraz pozwolił tej sytuacji jakoś się rozwinąć i sprawdzić co ona na to. Tego się nie spodziewał.
- Wychodzę! - bąknęła i w locie łapiąc swoją torebkę wybiegła z salonu, chwilę później trzaskając frontowymi drzwiami.
        To jeszcze bardziej go zirytowało. Zacisnął usta, nieświadomie wbijając zęby w dolną wargę. Poczuł metaliczny posmak krwi i dopiero wtedy wypuścił głośno powietrze z ust. Rozejrzał się niespokojnie po pomieszczeniu.
- Mark!




***




- No? - odezwał się Nathan, jak tylko odebrał połączenie.
         Szedł osiedlową uliczką na przedmieściach i wyszukiwał wzrokiem odpowiedniego budynku. Ojciec zadzwonił do niego w pracy i poprosił o pilne spotkanie, podobno dotyczące Debby, więc nie miał wyjścia. Włożył wolną dłoń do kieszeni spodni i rozejrzał się wkoło. Jeszcze tylko jeden zakręt...
- Pracujesz w weekend? - spytał Dennis nawet nie siląc się na wprowadzenie do tematu i podbudowanie napięcia, co zawsze robił przy tego typu planach.
          Szatyn zmarszczył brwi i uśmiechnął się do siebie, unosząc przy tym lekko głowę do tyłu. Domyślał się już, co chłopak wymyślił, bo przechodzą przez to niemal w każde wakacje, a domek letniskowy chłopaka z roku na rok wygląda coraz gorzej. Jak nie rozbita szyba w piwnicy to zniszczony płot albo odrapane ściany. I choć White wspominał kilka razy, że zamknęli jedyny klub w pobliżu po ostatniej bójce jakiś ćpunów i tak planowali powrót w tamto miejsce, ale nikt nie brał tego na poważnie, bo co można robić w środku lasu nad małym jeziorkiem?
- W piątek. - uściślił Brice, skręcając prędko w odpowiednią uliczkę.
- Zamień się z kimś. Jedziemy na Grand Praire.
- Wątpię, żeby po waszej ostatniej wizycie Jamie odezwała się do mnie w tym tygodniu. - zaśmiał się do słuchawki, nie dając przyjacielowi nawet dojść do słowa. - Poza tym nie zapominaj, jestem teraz ojcem.
- Siostrzenica Marka chce zabrać koleżanki nad jezioro, ale to gówniary, więc zaproponował, żebym...
- Odpadam. - przerwał mu w pół zdania, przewracając przy tym oczami. - Nie będę robić za opiekunkę.
- Jaką opiekunkę, kretynie! - Dennis podniósł prędko głos, zirytowany zachowaniem kolegi. - Też mi się to nie spodobało, ale to całkiem niezła propozycja. Nie ma problemu, żebyś zgarnął tam Debby...
- Debby ma szlaban.
- Do kurwy nędzy, Nathan, przysięgam, że jeszcze raz mi przerwiesz to...
- To co? - wtrącił.
- Zamknij pysk i słuchaj mnie do końca! - warknął w słuchawkę White. - Tu chodzi tylko o to, żeby ktoś miał jakieś pojęcie co te dzieciaki tam robią. Ronnie ma piętnaście lat, więc nikt nie będzie za nimi łaził i pilnował jak napalonych królików. To tylko trzy małolaty, a jeśli są takie jak moja kuzynka to zamkną się w pokoju na górze i będą udawać, że wcale nie zabrały nam jednego piwa z lodówki i wcale nie piją go wszystkie pod kołdrą. A ja jestem wkurwiony i potrzebuję tego wyjazdu, kurwa mać!
- Jedź z Angie.
- Pierdolę Angie. - zaklął, zamieniając prędko temat. - Chcę zaprosić Caitie. Lubię tę jej koleżankę. - dodał, a na twarzy szatyna nie mógł nie wpełznąć rozbawiony uśmiech.
- Jak ona ma w ogóle na imię? - zmarszczył brwi, dobrze znając już odpowiedź przyjaciela.
- Mam to gdzieś. Odezwij się jutro.
          Kiedy tylko komórka z powrotem wróciła na swoje miejsce, a Nathan wciąż rozpamiętywał minioną rozmowę, poważnie zastanawiając się nad propozycją Dennisa, w końcu zorientował się, że jest na miejscu. Duży, dwupiętrowy biały dom z czarnym płotkiem, okalającym go idealnie i brykającym po ogrodzie Labradorze, który chyba zaczął wyczuwać kto odwiedzi dzisiaj jego teren i niecierpliwie merdał ogonem, kiedy tylko zauważył chłopaka.
- Hej, Roxy. - przywitał się ze zwierzakiem, kiedy tylko przekroczył próg posesji i zamknął za sobą bramkę.
Pies zaczął skakać wokół jego nóg niecierpliwie domagając się pieszczot i co chwilę wtulając pysk w jego spodnie. Kucnął, głaskając pupila po pyszczku i ciągnąc delikatnie za duże uszy. Poznała go, mimo że nie pojawił się tutaj od czterech miesięcy, uwielbiał ją.
- Dobra dziewczynka. - zaśmiał się, kiedy mokry nos psa dotknął skóry jego szyi, trącając jego policzek.
Podroczył się ze zwierzakiem jeszcze kilka chwil, aż w końcu zebrał się w sobie i postanowił wypełnić cel swojej wizyty. Trudno było mu zachować powagę, kiedy Roxx nadal skakała wokół niego jak szalona, co chwilę zagradzając mu drogę. Stęskniła się i dobrze wiedział, że teraz nie poświęca się jej tyle uwagi, odkąd wyjechała Debby.
           Zadzwonił dzwonkiem. Czuł się trochę dziwnie tak oficjalnie wracać do swojego domu. Poznawał każdy skrawek wielkiego ogrodu, każde zadrapanie na ścianie i ten niezwykle irytujący dźwięk dzwonka do drzwi. I choć minęło kilka miesięcy od ostatniej wizyty on czuł, jakby odszedł stąd dopiero wczoraj...
           Ktoś szarpnął za srebrną klamkę i otworzył na oścież drzwi. Czterdziestojednolatek, który stał teraz przed nim w szarych, materiałowych spodniach i białej koszulce polo przyglądał mu się z niedowierzaniem i rozbawieniem wymalowanym na nieogolonej od kilku dni twarzy. Czarne włosy, na które wkradły się pojedyncze oznaki siwizny był zmierzwione i długości dokładnie tej samej, co u Nathana...
- Po co to przedstawienie? - warknął wpuszczając gościa do środka. - To jest twój dom.
- Nie wydaje mi się. - odburknął młodszy i wszedł do przedpokoju, a kiedy ojciec wskazał mu ręką wejście do salonu, kiwnął ręką w geście odmowy. - Spieszę się. Mów, co masz mówić, pokazuj, co masz pokazywać, czy po cokolwiek mnie tu ściągnąłeś z drugiego końca miasta.
            Mężczyzna z głośnym westchnieniem sięgnął do komody po jakąś kopertę i podał ją bez słowa synowi. Ten spojrzał na nadawcę i przełknął nerwowo ślinę. Wezwanie z sądu...
- To wszystko? - spytał, siląc się na uprzejmy ton.
W odpowiedzi otrzymał tylko szybkie kiwnięcie głową. Oboje ruszyli w stronę tylnego wyjścia, do którego wchodzi się przez ogromny, podzielony na trzy części garaż.
- Zabieraj to stąd. - odezwał się, wskazując głową w prawą stronę.
            W pierwszej części od trzech lat niezmiennie stało szare, sportowe Audi RCZ z roku dwa tysiące dziesiątego. Karoseria była nawet niedotknięta, wciąż błyszczała jak te w salonie samochodowym, wnętrze pewnie nadal pachniało świeżością. Wsiadł tam tylko raz, w dniu swoich szesnastych urodzin.
- Nie chcę go. - burknął. - Mam w dupie wasze przekupstwo.
- To nie jest przekupstwo... - zaczął ojciec, a jego górna warga podskoczyła nerwowo do góry.
- To jak inaczej nazwiesz...
- Nic mnie nie obchodzi co z tym zrobisz! - wybuchnął. - Jeździj nim, zezłomuj, sprzedaj, gówno mnie to obchodzi. Nie chcę tego widzieć dłużej ani ja ani matka. To dla niej za dużo.

2 komentarze:

  1. Dziwny rozdział. Bardzo mało sie w nim dzieje. Bardzo mało jest akcji, jedynie przy kłótni Dennisa z dziewczyną trochę mnie zaciekawiłaś. To prawda, że klasa maturalna jest męcząca, ale nie na tyle, żeby nie mieć czasu usiąść do komputera.
    W dodatku rozdział wyszedł bardzo krótki. Szkoda trochę, bo mogłaś więcej przedstawić. Ale to nic ;-), mam nadzieję, że kolejny rozdził szybko się pojawi, bo jestem ciekawa wydarzeń między Nathanem i Caitie ;)
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę krótki, ale masz podobno ogrom pracy i to cię trochę usprawiedliwia. Mam nadzieje, że przynajmniej za tydzień pojawi się nowy rozdział.
    Zgadzam się z powyższym komentarzem, że za mało akcji i chce się dowiedzieć czy Nathan pojedzie z Dennisem i co się stanie pomiędzy nim i Caitie. :D
    Weny i dużo czasu wolnego życzę.

    OdpowiedzUsuń