czwartek, 20 czerwca 2013

5: Łatwiej przejść wielbłądowi przez ucho igielne niż... No właśnie?


     Bez słowa wstał z miejsca i zgarnął swoje rzeczy, prędko je na siebie wkładając. Westchnęła ciężko i z trudem, powoli usiadła na kanapie, przyciągając do brzucha jedną z granatowych poduszek. Przeczesała dłonią włosy, a wyraz jej twarzy nie zmienił się nawet odrobinę. Myślami była zupełnie gdzieś indziej, miała nieobecne spojrzenie, a na dodatek wyglądała na smutną.
     Rozejrzała się po podłodze, wzrokiem wyszukując swoich rzeczy. Musiała przyznać, że wcale jej się do tego nie spieszyło, mimo że pozostało naprawdę mało czasu do przybycia brata, ale nie potrafiła skupić się teraz na rozmyślaniu o tym. Miała pustkę w głowie, czuła się przybita i zmęczona. Miała ochotę zasnąć na tej miękkiej kanapie i obudzić się, kiedy cały ten cyrk dobiegnie końca.
     Znalazła dolną część bielizny i wychylając się po czarne majtki, włożyła je prędko na siebie, korzystając z faktu, że chłopak wysyłał smsa i odwrócił się do niej tyłem. Mimowolnie mu się przyjrzała i wszystko zaczęło jej się przypominać. Dobrze znała jego szerokie plecy, krótkie, czarne włosy i bliznę przechodzącą przez prawą łopatkę. Nigdy nie mówił skąd się tam wzięła, ale miała kilka poszlak do tworzenia własnej wersji. Kiedy nerwowo włożył na siebie koszulkę, ocknęła się i podniosła z podłogi szare, krótkie szorty i nie wstając z miejsca wciągnęła je na siebie. Dopiero kiedy zapinała rozporek, bezwiednie popatrzyła przed siebie, ale zamiast przesłonionego przez niesforne kosmyki brązowo-miedzianych włosów widoku ujrzała ciemne, męskie spodnie. Uniosła niepewnie wzrok, spoglądając na niego z dołu.
     Uśmiechnął się zupełnie tak jak zawsze, ale jakoś nie potrafiła tego odwzajemnić. Wystawił do niej otwartą dłoń, jakby w geście pojednania i patrzył wyczekująco na jej reakcję. Podała mu swoją, a on w sekundę ją ścisnął i pociągnął dziewczynę w górę, a kiedy tak nagle wstała z miejsca, poduszka z jej kolan spadła gdzieś pod jego nogi. Zarumieniła się, co spowodowało, że cicho ją wyśmiał, jednocześnie mocno do siebie przyciągając. Objął ją zaskakująco delikatnie i sunął prawą dłonią w górę i w dół jej nagich pleców, co podziałało niezwykle uspokajająco. Wtuliła się w niego bardziej, stając na palcach, dotykając policzkiem jego szyi i przymykając przy tym oczy.
- Wystarczyło powiedzieć "nie". - szepnął, nie mogąc powstrzymać się od cichego śmiechu. - Trochę asertywności.
      Nie pozwoliła sobie ani trochę zwolnić uścisku. Właściwie nie zareagowała, stała dokładnie tak samo przez blisko minutę, dopóki chłopak nie przywołał jej do porządku, powtarzając cicho jej imię, na co w końcu postanowiła się odezwać i przeciąć tę niezręczną ciszę.
- Nie chciałam odmawiać. - skłamała, wzruszając lekko ramionami - Nie rozmawiajmy o tym.
- Dopakuj rzeczy i... - urwał, spoglądając za siebie zaskoczony.
- Nathan... - szepnęła przestraszona szatynka, sprawdzając godzinę.
Pół godziny po szesnastej, a ktoś własnie walczył z zamkiem w wejściowych drzwiach.




***



- Daj więcej kakao! - zaśmiała się Jamie, wyrywając go nagle z rytmu i odwracając jego uwagę od nowo przybyłej klientki.
    Dziewczyna już trzeci raz pokazywała mu jak powinien najkorzystniej udekorować kubek z kawą. Za każdym razem coś mu nie wychodziło, sam nie wiedział dlaczego nie potrafił się dzisiaj skupić. Myślał o zbyt wielu rzeczach jednocześnie, miał jakieś złe przeczucia z minuty na minutę, jeśli chodziło o samotny pobyt Debby w mieszkaniu. Postanowił więc wyjść dzisiaj nieco wcześniej, sprawdzając jak sobie radzi w nowym miejscu i zobaczyć czy nie zdążyła nabroić jak to miała w zwyczaju.
- Nie ucz ojca dzieci robić. - odwzajemnił uśmiech, starając się wycelować łyżeczką pełną brązowego proszku w sam środek delikatnej pianki na Caffe Latte, którą miała dostać kobieta ze stolika numer dwa.
- Cóż za trafna wypowiedź.
    Megan nigdy nie miała problemu z wyławianiem prywatnych spraw przy ludziach. Jamie domyśliła się, że nie powinna być świadkiem tego spotkania, więc zabrała się za zamówienia, wymownie spoglądając na współpracownika, który nic nie robił sobie z tego, że blondynka usiadła przy barze, opierając dłonie o blat.
    Miała na sobie krótką, czarno-różową sukienkę, a na ramiona zarzuciła biały sweterek, jeden z jej ulubionych w szafie. Wysokie, charakterystyczne dla niej sandały zamieniła na płaskie, czarne baleriny, z włosy luźno opuściła na lewe ramię. To właśnie one zawsze najbardziej mu się w niej podobały. Były lekko pofalowane, sprawiające wrażenie jakby dopiero co wyszła spod prysznica i nie zdążyła nic z nimi zrobić. Tak też w rzeczywistości było, ale to w ogóle jej nie ujmowało, była bardzo ładna, co musiał przyznać nawet teraz, kiedy było między nimi tak źle.
    Zmierzył ją uważnie wzrokiem, na co odpowiedziała ironicznym uśmiechem i założyła nogę na nogę, kręcąc się delikatnie na wysokim hokerze.
- Co chcesz? - warknął, rozglądając się dyskretnie i upewniając, że szef nie ma prawa go usłyszeć.
- Karmelowe Cappuccino i pięć minut rozmowy. - oparła łokieć o ladę, a brodę o dłoń i przyglądała się uważnie jego poczynaniom tuż pod jej nosem.
     Denerwował się. Po takim czasie potrafiła to dostrzec, nawet nauczyć się go uspokajać, ale postanowiła zachować dystans. Jego oddech się pogłębił, spieszył się, miała wrażenie, że za chwilę zrzuci białą filiżankę, a ta rozbije się o płytki z wielkim hukiem, krusząc się na maleńkie kawałeczki i wprowadzając chłopaka w niezłe zmieszanie. Uniosła brwi i nie spuszczała z niego wzroku.
     Musiała przyznać, że wyglądał dobrze. Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie i jakoś tak mniej rozmierzwione włosy niż zwykle. Wyglądał trochę na zmartwionego jeszcze zanim tutaj przyszła. Dobrze znała powód, wciąż w końcu mieli wspólnych znajomych, nawet jeśli sami się rozstali i postanowili ruszyć dwiema osobnymi drogami.
- Nathan... - spojrzał na nią - Długo będziemy się unikać?
- Ja cię nie unikam. - przyznał, wyjmując filiżankę z ekspresu i kładąc ją na talerzyku. - Po prostu myślę, że jesteś żałosna i nie mogę na ciebie patrzeć. - uśmiechnął się sztucznie, podając jej kawę, a dziewczyna rzuciła bezgłośne "słodko", na co nie potrafił nie zareagować. Oparł dłonie o blat i nachylił się w jej stronę - Nie znudziło ci się wrabianie mnie w ten cyrk? - szeptał. - Skoro szukasz frajera, którego naciągniesz na tego bachora to zmień ofiarę, bo ja cię za dobrze znam, Meg. Wiem na co cię stać.
- Oh, doprawdy? - wzięła filiżankę w dłonie i upiła ostrożnie pierwszy łyk. - Przekonamy się za parę miesięcy. - przyklejony uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Tylko po to tutaj przyszłaś? - prychnął pod nosem ze śmiechem - Żeby oznajmić mi kiedy zaczęłaś się puszczać? Jesteś szmatą, rozkładałaś nogi przed każdym kto ładnie się uśmiechnął po każdej naszej kłótni. - przypomniał, ale dziewczyna była nieugięta.
     Ścisnęła tylko mocniej filiżankę i była pewna, że jak tylko ją odłoży jej dłonie będą czerwone i zaczną piec. Obiecała sobie, że nie da się sprowokować, że pokaże mu, że to ona tym razem ma nad nim przewagę, a nie odwrotnie. I że to on będzie prosił o łagodne traktowanie, kiedy cała sprawa nabierze tempa i rozwinie się według jej myśli. A na razie nic nie stało na przeszkodzie spełnienia tego oczekiwania.
- Śmieszny jesteś. - stwierdziła, przygryzając wargę. - Ciekawe co Roger zrobi, kiedy dowie się o twojej słodkiej randce z jego nieletnią siostrą na kanapie u Dennisa.
     Uniósł brwi, ale rozbawienie nie zniknęło z jego twarzy. Nie udało jej się go sprowokować, a on widział, że dziewczyna zaczyna pękać, że tą maskę zimnej suki za moment zrzuci i pokaże jaka jest naprawdę. Nie potrafił się powstrzymać, naprawdę miał ochotę zobaczyć ją jak rzuca zrobioną przez niego kawą i jak krzyczy z bezradności na jaką skazała siebie samą swoją głupotą.
- Już mi szkoda tego dzieciaka... Kończę zmianę.





***




    Wszystko działo się naprawdę bardzo szybko, a większości zachowań po prostu nie była w stanie zapamiętać przy takim tempie rozwoju wydarzeń. Zdążyła naciągnąć na siebie tylko znalezioną przed sekundą bluzkę. Aaron spokojnie odwrócił się w stronę drzwi i czekał, a ją całą ogarnął strach. Trzęsły się jej dłonie i momentalnie zrobiło jej się zimno, a czas przyspieszył nieubłaganie. Schowała się trochę za plecami bruneta, łudząc się, że chociaż trochę się uspokoi. Na próżno.
    Nathan otworzył drzwi i kładąc torbę na podłogę, zmarszczył brwi i przyjrzał się całej tej sytuacji. Najpierw omiótł spojrzeniem siostrę, a raczej tę jej część, którą mógł dojrzeć zza barczystego chłopaka, który niewzruszony niczym po prostu stał w miejscu, mierząc go wzrokiem. Brat zrobił jeszcze jeden krok, tak, że teraz dzieliła ich odległość jakiś dwóch metrów. Zachowali ją tylko do chwili, w której szatyn ogarnął spojrzeniem porozrzucane poduszki i czarny stanik, który leżał spokojnie na włochatym, szarym dywanie. Później wszystko działo się bardzo szybko.
     Nie wiedziała, który zaczął tę awanturę. Słyszała krzyki, ale nie potrafiła nic z nich zrozumieć. Zrobiło się bardzo głośno, cofnęła się instynktownie, w momencie, w którym cała sytuacja rozwinęła się jeszcze szybciej. Zaczęli się szarpać i kłócić, a ona słusznie poczuła się winna, kiedy Nathan złapał Aarona za kark. Krzyknęła kilka razy jego imię, chcąc jakoś go uspokoić, ale na próżno. To działało na niego jeszcze bardziej, jego irytacja sięgnęła zenitu, ogarnęła go cała ta wściekłość, która kłębiła się w nim od samego rana. Wyładowywał się, mocno szarpiąc chłopakiem i doprowadzając go siłą do drzwi wyjściowych i rzucając jeszcze kilka siarczystych przekleństw wyrzucił z mieszkania.
     Debby wplotła dłonie we włosy po obu stronach głowy i zacisnęła je w pięści, nie zwracając już uwagi na łzy płynące po zaczerwienionych policzkach. Zawsze bardzo prosto można było ją zdenerwować, a ona dostawała jakichś wręcz spazm rozpaczy. Utkwiła wzburzony wzrok w bracie i już nie wytrzymała.
- Co ty robisz?! - krzyknęła, podchodząc kilka kroków do niego i popychając go w stronę ściany z całej siły jaką w sobie znalazła.
      Nathan musiał w ostatniej chwili złapać równowagę, bo w ogóle się tego nie spodziewał. Gdyby siostra użyła jeszcze odrobinę mocy to pewnie runąłby na podłogę jak długi. Wziął głębszy oddech, żeby przypadkiem jej nie oddać, bo kiedy dostawał takiego ataku wściekłości już nie myślał. Wszystko w jego głowie kłębiło się wokół tego gówniarza, który miał czelność w ogóle zbliżyć się do jego domu, jego siostry i jego własnej kanapy. Szukał w głowie odpowiedzi kim może być, bo pewien był tego, że słyszał o nim podczas ostatniej wizyty na komisariacie, kiedy odbierał wraz z rodzicami nieletnią Debby...
- Ciebie też już do reszty popierdoliło?! - warknął - Masz czternaście lat! Powinnaś pakować do pudeł zabawki, a nie, kurwa, pieprzyć się na mojej kanapie! Co z tobą?! Jesteś dzieckiem! - przerwał na chwilę, wciąż zaciskając wargi i przyglądając się histeryzującej w kącie dziewczynie. - Zmusił cię do tego?
- Jesteś nienormalny! - rzuciła, ocierając prędko twarz.
- Tak czy nie?!
- Nie! - wykrzyczała tak głośno, że aż zabolało ją gardło. - Przestań w końcu włazić w moje życie! Kogo ty zgrywasz, co?! Mam cię dość, nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej! Jesteś identyczny jak matka z ojcem! - wyrzuciła z siebie, łapiąc kilka głębszych wdechów i uspakajając się powoli.
- Chcesz wyjść? - zapytał pozornie ze spokojem, ale po chwili znowu wybuchł. - Chcesz do niego iść?! - otworzył drzwi do mieszkania i wskazał ręką wyjście. - To zjeżdżaj! - zmarszczył brwi, widząc jej zszokowaną minę i dokończył - Gówno mnie już obchodzi, gdzie trafisz, jak po raz kolejny policja zgarnie cię w środku nocy poza domem. Myślałem, że jesteś mądrzejsza, że wykorzystasz szansę jaką dała ci ta kuratorka, a ty co robisz?! Pakujesz się, kiedy nie ma mnie w domu i pozwalasz, żeby ktoś traktował cię w ten sposób?! - odetchnął ciężko, zabrał swoje klucze ze stolika i sam ruszył w kierunku korytarza. - Rób co chcesz.




***




- Spałaś z nim?! - rudowłosa przyłożyła dłoń do otwartych teatralnie ust i nie odrywała wzroku od przyjaciółki.
   Było już chwilę po dwudziestej, kiedy postanowiły wyjść. Catie nie była przekonana, co do tego pomysłu, ale Eveline potrafiła być naprawdę przekonująca. Miały spędzić ten czas tylko we dwie, jak to miały w zwyczaju. Niemal każdego tygodnia spotykały się, u którejś i spędzały razem kilka godzin, nawet jeśli widywały się w szkole codziennie. Nigdy nie miały siebie dość. To jest ten cudowny rodzaj przyjaźni, gdzie jedna za drugą jest w stanie skoczyć w ogień, nawet jeśli nigdy sobie tego nie powiedziały. Znały się od zawsze, od zawsze były sąsiadkami, tyle że teraz Eve zmieniła miejsce zamieszkania i trochę utrudniła te tradycyjne spotkania, ale dawały sobie radę. Były całkiem inne. Catilyn była raczej spokojnej natury. Do imprez podchodziła z dystansem, zastanawiając się uprzednio czy na pewno ma ochotę na nią pójść i rozważając każdą możliwą sytuację, natomiast przyjaciółka od razu poleciałaby pod wskazany adres i rozkręciła nawet największą stypę. Uwielbiała być w centrum uwagi, doceniana, komplementowana i popularna. Tak bardzo inna...
     Blondynka ponad godzinę zastanawiała się co powinna włożyć, podczas gdy gotowa do wyjścia Eveline siedziała wygodnie na jej obrotowym krześle przy biurku i informowała wszystkich internetowych znajomych jakie plany miała na dzisiejszy wieczór.
     Szły teraz jedną z najtłoczniejszych ulic tej części miasta i rozmawiały o imprezie Dennisa, która tak bardzo różniła się od poprzednich. Minęły dwa dni, ale dziewczyny nie potrafiły przestać o niej rozmawiać. Ciągle wspominały jakieś zabawne sytuacje, śmiały się z wygłupów gości i gdybały na temat poszczególnych ludzi. Catie bała się, że rudowłosa w końcu trafi na drażliwy temat i tak też się stało. Poprawiła bordową spódniczkę w panterkę, gładząc ją dłońmi i niechętnie podjęła temat.
- Nie. - bąknęła - Nie każde wspólne spędzenie wieczoru musi się tak skończyć. - oznajmiła. - To chore.
- Nie chore, tylko współczesne. - zaśmiała się. - Daj spokój, jak będziesz się tak zastanawiać nad każdym krokiem i zastanawiała Co powiedzą ludzie to życie ci przemknie koło nosa. Młodość trwa tylko chwilę! - klepnęła koleżankę lekko w ramię. - A teraz się spowiadaj.
      Ludzi wkoło było pełno. Mimo że była niedziela, a większość dorosłych powinna przygotowywać się do jutrzejszego szarego tygodnia pracy, można byłoby domyślić się, że trzy czwarte tej społeczności wybrała po południu knajpę, gdzie spędzą resztę wieczoru. To było takie typowe... To miast żyło nocą, dopiero w późnych godzinach można było poznać prawdziwe oblicze gorącego Dallas.
- Zostawiłaś mnie. - wypomniała blondynka z uśmiechem - Miałaś iść po piwo, a nie widziałam cię chyba ze cztery godziny!
- Na dobre ci to wyszło, jak słyszę. - zaśmiała się cicho i poprawiła dłonią, opadające na jedno ramię długie włosy, które sięgały niemal pupy. Zawsze to wszystkich dziwiło, bo dziewczyna kilka razy w roku odwiedzała salon fryzjerski i prosiła o podcięcie zniszczonych końcówek, której najwyraźniej odrastały jej w zawrotnym tempie. Mimo że z natury były proste jak druty to zawsze potrafiła ja ułożyć w naturalną szopę, pełną nierównych loków.
     Skręciły. Weszły we wnękę między salonem tatuażu, a solarium i kierując się wgłąb już widziały ogromne, szare drzwi baru, z których dochodziła donośna muzyka. Uśmiechnęły się do siebie i podeszły, szarpiąc za zimną, srebrną klamkę.
      Wnętrze było ciasne. Ciemnoczerwone ściany jeszcze bardziej pomniejszały malutki przedsionek. Od razu powitał je Pitbull ze swoim najnowszym kawałkiem w klubowych głośnikach i uśmiechnęły się do siebie, że nie zastały bramkarza, który zwykle w weekendy przesiadywał przed wejściem i dokładnie sprawdzał dowody tożsamości i skanował wzrokiem datę urodzenia każdego po kolei. Tak, podobno w niedziele więcej go nie było niż się pojawiał...
      Ruszyły kilka kroków i Eveline pchnęła kolejne, szare, ciężkie drzwi baru i w tym samym momencie przestąpiły próg. Caitlyn musiała przyznać, że nigdy tutaj nie była, nie specjalnie przepadała za takim rodzajem spędzania czasu, ale wychodziła z przekonania, że kilka razy powinna się pomęczyć, skoro tak bardzo zależało na tym rudowłosej. 
      Cały pub zachowany był w kolorach ciemnej czerwieni, niemal bordu, z jakimiś przebłyskami czarnych barw. Kilka postaci namalowanych na ścianach czarną farbą, malutkie stoliki przy każdej ścianie, dwa stoły bilardowe, duży bar w centralnej części i parkiet. Jeszcze nikogo na nim nie było, spodziewały się, że to z racji wczesnej godziny. Spodziewały się, że za kilkadziesiąt minut to miejsce zacznie się powoli wypełniać i niewykluczone, że same zagrzeją tam miejsce. Eveline teatralnie odetchnęła i podeszła do baru.
      Miała na sobie granatową, krótką sukienkę, z dużym dekoltem, który podkreślała kolorowym naszyjnikiem, pasującym do nowych szpilek. Dzisiejszy makijaż specjalnie "podrasowała" dużą ilością cieni do powiek i kredki, żeby postarzyć się w miarę możliwości jak najbardziej. W Stanach Zjednoczonych alkohol można było kupować dopiero po skończeniu dwudziestu jeden lat, a ona trzy miesiące temu skończyła osiemnastkę, nie licząc jeszcze rok młodszej towarzyszki. 
       Blondynka właśnie miała zacząć rozglądać się za wolnym stolikiem, kiedy nie usłyszała znajomego głosu.
- Caitlyn! - zawołała uśmiechnięta Leah - Dosiądziecie się? - zdążyła tylko powiedzieć, dopóki nagle znikąd nie pojawił się Nathan. Boże.




***




- Wyobrażasz sobie?! Jak on mnie w ogóle potraktował?! Nazwał mnie szmatą! - wykrzyczała przez łzy - Do tego namawiał mnie do usunięcia tego dziecka, nie rozumiem jak mógł... - szlochała, zasłaniając w końcu zapłakaną twarz dłońmi i wyczekiwała reakcji. - Kazał mi to zrobić.
     Megan jak tylko wróciła do domu i zorientowała się, że jej brat właśnie w niem przebywa, postanowiła to wykorzystać. Tom miał dwadzieścia lat i stał za nią murem, co bardzo często pomagało jej w trudniejszych sytuacjach. Była dla niego jedną z najważniejszych osób i była pewna, że zrobiłby dla niej wszystko, jeśli tylko umiejętnie podeszłaby do sprawy. 
     Honor był dla niego najważniejszy, dlatego tak bardzo wyczulony był na podobne sytuacje. Różnie kończyły się dla przeciwników próby jego zachlapania, więc z czasem nauczono się ich nie podejmować. 
- Kiedy to było? - spytał, a w jego głosie wyczuła już nutkę poddenerwowania.
- Właśnie wróciłam... - pociągnęła żałośnie nosem i nie spuszczała z niego wzroku.
- Załatwię to.

5 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się dlaczego tak długo nic nie pisałaś. A może mi się wydawało, że to długo, bo to było aż takie fajne opowiadanie? W którymś momencie obawiałam się, że już nie będziesz pisać. Doszłam jednak do wniosku, że czegoś tak fajnego nie możesz porzucić. Dalej nie orientuję się w bohaterach, ale robię wszystko co w mojej mocy. Skutecznie pomoże mi w tym zakładka z bohaterami. Widzę, że już jest w budowie. Niedługo napiszę wspaniały komentarz, używając swobodnie imion bohaterów. Niektórych już pamiętam, ale inni są da mnie totalnie obcy. (jak to zabrzmiało~ xd)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Dodałaś nowy rozdział i już po przeczytaniu nie mogę się doczekać następnego.
    Naprawdę świetnie piszesz mam nadzieje, że może wydasz książkę! xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, no że też skończyłaś w takim momencie...
    Och, Nathan... Coraz bardziej go lubię, i wydaje mi się, że gdyby żył to podobałby mi sie bardzo. Mam nadzieję, że miedzy Caitlin a Nathanem cos będzie.
    No i ta cała Megan. Nie może sie pogodzić z tym, że Nathan ją zostawił. Myśli, że złapie go na dziecko. Ale przestraszył mnie jej brat. To w końcu nie taki chojrak i lepiej z nim nie zadzierać.
    Pisz szybko kolejy rozdział, bo chcę dowiedzieć się, co postanowi zrobić Debb i jak zachowa się Nathan na widok Caitlyn. No i jak załatwi sprawę brat Megan.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na metafizyczne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh. Biologia chyba najgorszym przedmiotem, o jaki musiałam walczyć. Jakiś nauczyciel zadał mi ze dwa pytania i ocena wyżej. A ona mnie tak strasznie męczyła~

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się fakt, że wykreowane przez Ciebie postacie są takie realistyczne. Każda z nich ma wady, jak i zalety. Lubię Nathana, jednak widać, że puściły mu nerwy. Uważam, że powinien porozmawiać z Megan. Co prawda najbardziej prawdopodobne jest, że to nie jego dziecko, jednak za jakiś czas przyjdzie ono na świat i będzie musiało żyć z taką matką. Twierdzę, że Nathan powinien się nim zainteresować, dla jego dobra.
    Och, żal mi Debby. Widać, że się bardzo pogubiła i już sama nie wie, co robi. A najsmutniejsze w tym jest fakt, że ma ona zaledwie czternaście lat! Jeśli Nathan ją wyrzuci, dziewczyna zniszczy sobie życie już do reszty. Od początku podejrzewałam, że nie będzie jej łatwo się przystosować, będzie za wszelką cenę pragnęła uciec, jednak uważam, że warto spróbować.
    Naprawdę spodobało mi się to opowiadanie ;) Jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Tymczasem u mnie pojawiła się nowa notka :) Zapraszam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń